Bethel - Koncert w ramach projektu Dachy Wrocławia. Facebook. Rejestracja. Zobacz więcej postów strony 100% Szacunku w Waszym Kierunku na Facebooku.
Tekst piosenki: Ref. Sto procent szacunku w waszym kierunku Sto procent szacunku Sto procent szacunku Raggamuffin style bracie, siostro dla ciebie Raggamuffin style rusza tutaj podziemie (x2) Ja kocham ten dźwięk i dobrze mi z tym Uwielbiam dobrych ludzi - nie będę się z tym krył Ja będę to robił do końca swych dni Ja będę to robił puki starczy mi sił ! Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstu
\n sto procent szacunku w waszym kierunku
Inflacja konsumencka wyniosła 6,8 proc. w ujęciu rocznym w październiku 2021 r., według szybkiego szacunku danych – poinformował w piątek Główny Urząd Statystyczny. W stosunku do poprzedniego miesiąca ceny towarów i usług konsumpcyjnych wzrosły o 1 proc. Ceny rosną najszybciej od 20 lat
Zgodnie z Konstytucją RP - w której obronie na ulicach protestowały setki tysięcy ludzi - podstawę ustroju gospodarczego RP stanowi społeczna gospodarka rynkowa, a nie neoliberalny dogmatyzm - pisze ekonomista Marcin Wroński. Wyjaśnia, dlaczego jego zdaniem kredytobiorcom należy się ochrona przed dalszym wzrostem rat kredytów mieszkaniowych Tydzień temu na łamach opublikowałem artykuł, w którym postuluję czasowe zamrożenie WIBOR w kredytach hipotecznych udzielonych na zakup pierwszego mieszkania, przeznaczonego na własne cele mieszkaniowe. Sformułowana przeze mnie propozycja wzbudziła żywe zainteresowanie w debacie publicznej. Złożenie projektu ustawy zamrażającego WIBOR zapowiedziała Lewica. Do propozycji w czasie konferencji prasowej odniósł się prezes NBP prof. Adam Glapiński. Po tygodniu warto odnieść się do uwag krytyków. Zwłaszcza że wzrost WIBOR trwa. Korea Północna? Nie, ochrona jednostki Zacznijmy od kwestii fundamentalnych. Dr Sławomir Dudek, z którym miałem przyjemność dyskutować w jednym z programów telewizyjnych, pomysł zamrożenia WIBOR określił mianem powrotu do PRL. Zdaniem dr. hab. Jacka Jaworskiego, prof. Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku moim celem jest reaktywacja ekonomii politycznej socjalizmu. Dr hab. Mirosław Bojańczyk, prof. Akademii Finansów i Biznesu Vistula był bardziej radykalny – jego zdaniem korzenie projektu sięgają nie Polski Ludowej, a Korei Północnej. Sformułowane w ten sposób oskarżenia trudno traktować poważnie. Zgodnie z Konstytucją RP – w której obronie na ulicach protestowały setki tysięcy ludzi, w tym z pewnością wielu czytelników – podstawę ustroju gospodarczego RP stanowi społeczna gospodarka rynkowa, a nie neoliberalny dogmatyzm. We wszystkich krajach, państwo ingeruje w szereg cen w gospodarce. Tak jest również w Polsce – regulowane są między innymi ceny prądu, gazu. Silnych argumentów na regulację cen w wypadku niektórych dóbr (np. monopoli naturalnych jak tory, czy autostrady) dostarcza teoria ekonomii. W szeregu państw istnieją przepisy regulujące ceny wybranych dóbr ze względu na istniejące interesy społeczne. Chociażby w sąsiadujących z Polską w Niemczech istnieje rozbudowany system regulacji czynszów pobieranych za wynajem mieszkania. Pomysł czasowego zamrożenia WIBOR nie oznacza powrotu do socjalizmu, a jedynie wykorzystanie jednego z narzędzi, którymi dysponują wszystkie państwa rozwinięte. W gruncie rzeczy ma on charakter liberalny – chroni jednostkę przed dyktatem potężnych korporacji i rynku finansowego, chroni słabszych przed silniejszymi, chroni jednostki przed efektami loterii, jaką w istocie jest spłacanie kredytu akurat w fazie największej od stu lat pandemii oraz najsilniejszej od czterech dekad fali inflacji w gospodarce światowej. Transfer od biedniejszych do bogatszych? Nieprawda Niektórzy z krytyków proponowanego przez mnie rozwiązania argumentują, że będzie ono oznaczało transfer od biedniejszych do bogatszych. Nie jest to prawda – jeżeli zamrożenie WIBOR oznacza jakikolwiek transfer to transfer od najbogatszego procenta (właścicieli akcji banków) do pozostałej większości społeczeństwa, czyli transfer o odwrotnym kierunku niż według krytyków. Jeśli uznać, że w wypadku zamrożenia WIBOR należy zrekompensować utracone zyski banków (ja sam takiego rozwiązania raczej nie popieram, w końcu podmioty zobowiązane do sprzedaży gazu, lub prądu po cenach regulowanych nie otrzymują z tego tytułu rekompensat) logicznym wydaje się, by koszty takiego rozwiązania poniósł Narodowy Bank Polski, który nie wywiązał się ze swojego mandatu kontroli inflacji, a nie budżet państwa. Skoro zgodnie z Ustawą o Obronie Ojczyzny zysk banku centralnego finansować ma zbrojenia, niech bank – zanim wypracowane zyski przekaże na zakup kolejnych czołgów – poniesie koszty swoich zaniedbań w ramach walki z inflacją. Zwłaszcza że sam prezes NBP podczas konferencji zapewniał społeczeństwo, że stopy procentowe nie wzrosną. Faktycznie w górnych decylach rozkładu dochodów jest więcej kredytobiorców niż w dolnych decylach. Jednak nawet w wypadku wprowadzenia jakiegoś rodzaju dopłat do kredytów finansowanych przez budżet państwa nie wynika, że to biedniejsi będą dopłacać do bogatszych. Zagadnienie to wymaga dokładniejszych analiz, ale ponieważ wraz z pozycją w rozkładzie dochodów rośnie wartość płaconych podatków, dopłaty do kredytów oznaczałyby przede wszystkim transfer dochodu wewnątrz bogatszej połowy społeczeństwa. Na dopłaty do rat kredytów przede wszystkim zrzuciliby się ci, którzy należą do górnych decyli rozkładu dochodów, a nie posiadają kredytu, ponieważ z racji wyższych dochodów płacą oni dużo wyższe podatki niż osoby o niskiej pozycji w rozkładzie dochodów. Kredyty hipoteczne zaciągają przede wszystkim najzamożniejsze gospodarstwa domowe. ➡️W 2018 roku hipotekę miało 30% gospodarstw z dochodowego top10%➡️Ale zaledwie 2-5% gospodarstw z dochodami poniżej medianyTo nieprawda, że wyższe raty hipotek odczują najbiedniejsi Marcin Klucznik (@MarcinKlucznik) February 7, 2022 Porównanie liczby kredytobiorców w różnych decylach rozkładu dochodu jest samo w sobie zwodnicze. Jej zróżnicowanie wynika przede wszystkim z różnic wieku oraz miejsca zamieszkania. Kredyty spłacają przede wszystkim osoby w wieku najwyższej aktywności zawodowej i najwyższych zarobkach oraz mieszkańcy wielkich miast (w małych miastach udziela się mniej kredytów, mają one niższą wartość). Porównywać należałoby więc pozycję w rozkładzie dochodów kredytobiorców oraz osób, które nie spłacają kredytu hipotecznego, a są w podobnym wieku oraz zamieszkują duże miasta. Wyników takiego ćwiczenia nie możemy być pewni, ale całkiem prawdopodobne jest, że okazałoby się, że ci, którzy spłacają kredyty, osiągają niższe dochody, posiadają mniejszy majątek, częściej zamieszkują w innej miejscowości niż ich rodzina. Zresztą ostatecznie i z niego wiele nie wynika. Państwo ma obowiązki wobec wszystkich swoich obywateli, także tych należących do klasy średniej. Oprocentowanie depozytów? Jest bliskie zera Prezes Związku Banków Polskich Krzysztof Pietraszkiewicz krytycznie odnosząc się do propozycji zamrożenia WIBOR straszy konsekwencjami tego kroku dla deponentów, którzy poniosą jego koszty. Smutna prawda jest niestety taka, że oprocentowanie depozytów w Polsce jest na poziomie bliskim zera i po prostu nie ma jak spaść. Polski sektor bankowy posiada wysokie współczynniki kapitałowe, zamrożenie WIBOR ich nie obniży, a jedynie ewentualnie spowolni ich wzrost (który przy skali nadpłynności w polskim sektorze bankowym i tak jest wątpliwy). Nie ma więc ryzyka dla stabilności systemu finansowego czy bezpieczeństwa depozytów. Sektor bankowy jest jednym z głównych zyskujących na tym, że państwo skapitulowało z prowadzenia polityki mieszkaniowej. Gdyby realizowało ono swoje konstytucyjne obowiązki, a zasięgnięcie kredytu nie było jedyną drogą do zdobycia dachu nad głową, popyt na kredyty hipoteczne, a co za tym idzie, zyski banków byłyby dużo niższe. W tym, że prezes organizacji banków broni zysków sektora finansowego nie ma nic dziwnego, ani złego. Demokracja polega między innymi na tym, że różne zorganizowane grupy mają prawo zabiegać o swoje interesy. Warto jednak by przy tym trzymać się faktów. Czy zamrożenie WIBOR naprawdę utrudni walkę z inflacją? Często pojawiającym się argumentem przeciwko zamrożeniu WIBOR jest utrudnienie walki z inflacją. Zamrożenie WIBOR faktycznie może oznaczać częściowe osłabienie jednego z kanałów transmisji polityki pieniężnej, czyli kanału stopy procentowej. Istnieje jednak szereg kanałów transmisji polityki pieniężnej. Skuteczną politykę pieniężną prowadzą jednak również banki centralne państw, w których wszystkie kredyty hipoteczne udzielone są na stałą stopę procentową. Z analiz Narodowego Banku Polskiego wynika jednak, że w pierwszych kwartałach po zmianie stóp procentowych kluczowe znaczenie ma kanał kursu walutowego, w długim okresie zaś kluczowy jest kanał kredytowy. Poza rachunkiem NBP w przywołanej wyżej publikacji pozostaje kanał oczekiwań. Dziś w Polsce inflacja w znacznej mierze wynika z odkotwiczenia oczekiwań inflacyjnych. Porażka komunikacji Narodowego Banku Polskiego sprawiła, że wszyscy spodziewają się wyższej inflacji w przyszłości, a ceny podnoszą również ci, którzy nie muszą, ponieważ konsumenci akceptują podwyżki cen, bo wiedza, że „wszystko drożeje”. W ten sposób inflacja staje się samospełniająca przepowiednią. W ograniczeniu inflacji w Polsce kluczowe jest ponowne zakotwiczenie oczekiwań inflacyjnych, zakończenie sporu z Brukselą w sprawie KPO, co zwiększy wiarygodność Polski i prawdopodobnie wzmocni kurs złotego – a nie transfer pieniędzy od kredytobiorców do banków, a to właśnie w praktyce oznacza wzrost WIBOR. Złotówkowicze jak frankowicze? Sytuacja kredytobiorców bywa porównywana do sytuacji frankowiczów, którzy jakoby dobrowolnie zdecydowali się na ryzyko, a dziś nie chcą ponosić jego konsekwencji. Czytając tego rodzaju argumenty, można poczuć się o pięć lat młodszym, co ma pewne plusy. Dziś jasnym jest jednak, że umowy dotyczące kredytów frankowych zawierały liczne, sprzeczne z polskim i unijnym prawem klauzule. Chociaż nie wszystkie kwestie są jeszcze przesądzone, w zdecydowanej większości wypadków tzw. frankowicze wygrywają w sądach. Dziś przedmiotem kontrowersji jest raczej rozliczenie konsekwencji upadku umowy, niż to czy klauzule kursowe są abuzywne. Banki w Polsce dobrowolnie proponują swoim klientom przewalutowanie kredytu na zasadzie ugody przy kursie korzystniejszym od rynkowego. W przypadku kredytobiorców złotowych trudno mówić o dobrowolnym podjęciu ryzyka, zdecydowana większość z nich wzięła kredyt hipoteczny w okresie, gdy kredyty na stałą stopę nie były dostępne w ofercie banków. Prezes NBP zapewniał, że wzrostu stóp i inflacji nie będzie. Porównanie do frankowiczów jest więc nietrafione, zresztą w historii kredytów frankowych to banki są negatywnymi bohaterami. Ludziom, którzy w sądach podejmują walkę o unieważnienie umów – co w Polsce nie jest łatwe – należy się szacunek, a nie wytykanie palcem. Zwłaszcza że walczą z dużo silniejszymi od siebie, a walka trwa latami. Fundusz Wsparcia Kredytobiorców niczego nie rozwiąże Krytycy zamrożenia WIBOR wskazują również na istnienie Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, którzy może wesprzeć kredytobiorców mających problem ze spłatą kredytu. Zwykle niestety milczą przy tym o warunkach, których spełnienie jest konieczne do otrzymania wsparcia ze strony Funduszu. Złożyć wniosek do FWK mogą jedynie kredytobiorcy, którzy są bezrobotni;lub koszt obsługi zadłużenia przekracza 50 proc. ich dochodów;lub ich miesięczny dochód nie przekracza 1 552 zł w wypadku jednoosobowych gospodarstw domowych, względnie dochód na osobę w rodzinę nie przekracza 600 złotych (kryteria uprawniające do korzystania z pomocy społecznej). Fundusz Wsparcia Kredytobiorców w obecnej sytuacji nie jest żadnym rozwiązaniem. Kryteria uprawniające do skorzystania ze wsparcia są skrajnie restrykcyjne, zresztą środki funduszu to jedynie kilkaset milionów złotych. Państwo ma obowiązki W dyskusji o zamrożeniu WIBOR jedną z ważniejszych kwestii jest to, czy uważamy, że państwo posiada pewne obowiązki wobec swoich obywateli, czy w wypadku gdy wypowiedzi wysokich urzędników państwowych skłoniły ich do podjęcia decyzji, których inaczej by nie podjęli, powinno w jakiś sposób zrekompensować jej konsekwencje. Ja uważam, że powinno i nie może chować głowy w piasek. Zwłaszcza że jeśli dziś – gdy pełne konsekwencje podwyżek stóp się jeszcze nie zmaterializowały – nic nie zrobimy, istnieje ryzyko, że w przyszłości zobaczymy w sądach fale pozwów przeciwko bankom, tym razem ze strony „WIBORowiczów”. Istotne jest również to, czy zgadzamy się na to, by banki w tak znacznej skali przerzucały ryzyko produktów finansowych na klientów indywidualnych, zwłaszcza gospodarstwa domowe. Skala transferu ryzyka w kierunku klientów w Polsce, będąca ewenementem w skali Unii Europejskim, jest w mojej ocenie problemem, który powinniśmy rozwiązać. Marcin Wroński Ekonomista z Kolegium Gospodarki Światowej Szkoły Głównej Handlowej. Absolwent Wolnego Uniwersytetu Berlińskiego. Obecnie przebywa na wizycie badawczej w Paryskiej Szkole Ekonomii na zaproszenie prof. Thomasa Piketty’ego. W przeszłości pracownik nadzoru bankowego. Reprezentował Urząd Komisji Nadzoru Finansowego w grupach roboczych Europejskiej Rady Ryzyka Systemowego oraz Europejskiego Banku Centralnego. Konsultant Banku Światowego.
w sprawie zaktualizowanego szacunku PKB według kwartałów za lata 2020-2021 Według ostatecznego szacunku produkt krajowy brutto (PKB) w 2020 r. zmniejszył się realnie o 2,2% w porównaniu z 2019 r., wobec wcześniej opublikowanego spadku o 2,5%. W 2021 r. PKB wzrosło realnie o 5,9%, wobec wcześniej opublikowanego wzrostu o 5,7%.
Trzy typy aktywności lidera. Jak Runners, Repeaters, Strangers wzmacniają sposób pracy lidera na co dzień. Podcast Jeśli chcesz, żeby Twój biznes był bardziej efektywny, a Twoi ludzie zaangażowani w firmę i jej doskonalenie, to ten podcast jest właśnie dla Ciebie. Nazywam się Radek Drzewiecki, od ponad 16 lat prowadzę firmę Leanpassion. Zajmujemy się wzrostem efektywności procesów oraz zaangażowania pracowników. Dodatkowo, jestem założycielem dwóch startupów technologicznych Sherlock Waste i Leanovatica. Robię to, co robię, ponieważ chcę, aby firmy były świetne, a ludzie szczęśliwi w pracy. Dlatego dla mnie skuteczny menedżer to nie tylko taki, który osiąga cele, ale przede wszystkim robi to z ludźmi, potrafi podłączyć ich do strategii organizacji. odcinek 14 NIEIMPROWIZOWANE ZARZĄDZANIE ZESPOŁEM: RUNNERS, REPEATERS, STRANGERS W tym odcinku opowiadam o sposobie pracy lidera na co dzień, czyli o zarządzaniu i o wyzwaniach jakie się z tym wiążą. Omawiam trzy typy aktywności, które wzmacniają trzy najważniejsze zasady zarządzania. Przedstawiam reguły planowania czynności ciągłych, czynności regularnych i nieregularnych wzmocnień oraz przykłady takiego planowania przez liderów z branży usługowej i produkcyjnej. Radek Drzewiecki W ODCINKU 14: Trzy typy aktywności lidera, menedżera, CEO: czynności codzienne, standardowy sposób zarządzania ludźmi „od poniedziałku do piątku”- Runnersczynności wykonywane regularnie co jakiś czas – Repeatersnieregularne wzmocnienia pozwalające zwiększać zaangażowanie – Strangers Powyższe aktywności są istotne w budowaniu trzech nici relacji lidera z pracownikiem: Relacja serca – pracuję dla Ciebie, bo to lubię, bo czuję, że przynależę do zespołuRelacja umysłu – pracuję w tej firmie, bo się rozwijam, bo dzięki Tobie mogę rozwiązywać problemy, dajesz mi treningi, spełniam się, bo robię interesujące rzeczyRelacja kieszeni – bo mi się opłaca, bo zarabiam pieniądze Runners, Repeaters, Strangers wzmacniają trzy najważniejsze zasady zarządzania: obecność każdego dnia, empatia każdego dnia, refleksja każdego dnia. Metodę nieimprowizowanego zarządzania zespołem można zastosować na każdym szczeblu organizacji w firmie. Szczegóły i konkretne przykłady w tym odcinku! Słuchaj podcastu tam, gdzie Ci najwygodniej. Transkrypcja podcastu Odcinek 14 Nieimprowizowane zarządzanie zespołem: Runners, Repeaters, Strangers Witajcie, Moi Drodzy! Cześć! Na początek pochwalę Wam się prywatno-zawodowym sukcesem. Otóż, zrobiliśmy i ukonstytuowaliśmy strategię na 2022-2023. Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że dużo będzie się działo, bardzo fajne kierunki rozwoju. Po pierwsze, już w tej chwili, dzięki Wam, naszym obecnym, przyszłym klientom, zatrudniamy siedemdziesiąt osób we wszystkich spółkach grupy Leanpassion i dodatkowo, jak już tak mogę się pochwalić, a tak zdecydowałem, to w tym roku będziemy mieli przychody razy dwa. Więc po raz pierwszy udało nam się wyjść z takiego pięcio-, dziesięcioprocentowego wzrostu i ta pandemia naprawdę bardzo dużo nam dała, bo wyszliśmy ze strefy komfortu i szukamy – a właściwie już dostarczamy – przychód pasywny. Jeszcze raz dziękuję za to, że słuchacie tego podcastu! Chciałem tutaj wykorzystać też sytuację i podziękować wspaniałemu zespołowi Leanpassion. Różnie się działo w tej firmie, były wzloty i upadki, szesnaście lat na rynku, ja też nie najlepszym byłem, że tak powiem, przewodnikiem tego zespołu, ale wydaje się, że trochę dojrzałem i zrozumiałem błędy, jakie popełniałem, zrobiłem sobie refleksję. Tak egocentrycznie zaczynamy dzisiaj ten odcinek, ale jeszcze raz wielkie dzięki naszym obecnym klientom, przyszłym klientom. Dzięki Wam za to, że jesteście tutaj i za to, że poprzez podcast Skuteczny CEO mogę po prostu uskuteczniać w praktyce moje Why, czyli „Dlaczego robię to, co robię”, bo robię to, co robię, żeby firmy były świetne, a ludzie szczęśliwi w pracy i w życiu zawodowym. Także, Moi Drodzy, Great Companies, Happy People. Jeszcze raz, wielkie dzięki! A teraz przejdziemy już do meritum dzisiejszego odcinka. Otóż, zdarza się, że piszecie do mnie – też dzięki za dość duże zainteresowanie – i zdarza się, że sugerujecie rzeczy, które mógłbym poprawić, na których mógłbym się skoncentrować i tak odmieniacie przez wszystkie przypadki, że o przywództwie dużo już było, ale może trochę więcej o zarządzaniu. W jednym z odcinków nagrywałem już trzy najważniejsze zasady skutecznego zarządzania zespołem, o których dzisiaj też wspomnę. Ale dziś opowiem trochę bardziej szczegółowo o tym, jak zarządzać ludźmi, o tym, w jaki sposób podzielić sobie tydzień pracy, miesiąc, kwartał jakie są trzy typy aktywności, na które możemy sobie to podzielić. Mam nadzieję, że dla Was będzie to inspiracja do tego, żeby przeprowadzić refleksję odnośnie swojego dziennego, tygodniowego, kwartalnego, miesięcznego planu zarządzania. Mówię tutaj do Was, do zarządzających firmami, do CEO-osów, do prezesów, do członków zarządu. Ale też do czego namawiam, to żeby sprawdzić albo dać takie zadanie liderom, bezpośrednim przełożonym pracowników, kierownikom, dyrektorom, menedżerom, żeby zrobili właśnie taką autorefleksję odnośnie do tego, w jaki sposób zarządzają zespołem. Nie wiem, czy pamiętacie, ale 90% osób na pytanie: „Jak zarządzasz ludźmi?” odpowiada: „Jak to, jak? Normalnie”. Nazywam to zarządzaniem „przez trzymanie kciuków”. Odcinek 14: Nieimprowizowane zarządzanie zespołem: Runners, Repeaters, Strangers Ci z Was, którzy słuchają mnie regularnie, mogą słyszeć to po raz siedemdziesiąty czwarty, że tak się wyrażę, ale większość osób, z którymi pracuję, z którymi miałem okazję zderzyć myśli na temat przywództwa i zarządzania, nie potrafi rozróżniać tych dwóch rzeczy. Także pozwólcie, że przypomnę rzeczy, o których mówiłem w poprzednich odcinkach bardzo często. Czym się różni przywództwo od zarządzania? Otóż, w mojej definicji, przywództwo to jest umiejętność podłączania ludzi i procesów do strategii firmy, czyli rzeczy, które robimy, by ludzie byli podłączeni do firmy, na przykład kaskadowanie strategii, stworzenie wizualnego środowiska pracy, zdefiniowanie ról dla pracowników, stworzenie 5R, które było w poprzednim odcinku, czyli kierunek, ramy, role, reguły, relacje. Często też mówię, że przywództwo tworzy ramy do zarządzania. Także przywództwo to jest umiejętność podłączania ludzi i procesów do strategii firmy. Jeśli macie wpływ na to, jak ta strategia firmy wygląda, jak ta wizja firmy wygląda, to właśnie tam podłączamy. Natomiast jestem zdania, że przyszłość pracy to nie są wcale turkusowe organizacje (przy okazji, to taki mój anty-konik, turkus, mam naprawdę alergię na to). Jesteśmy ludźmi i to jest moja subiektywna ocena, ale moim zdaniem przyszłość pracy, przyszłość przewodzenia będzie szła w kierunku autonomicznych zespołów i jeśli nie macie wpływu dzisiaj na to, jak wygląda misja, wizja i cele strategiczne firmy, czyli ta perspektywa strategiczna organizacji, to dla mnie przywództwo w Waszym wydaniu, Drodzy Liderzy, Drodzy Menedżerowie, to umiejętność podłączania ludzi do swojego zespołu, można zrobić taką definicję. Autonomiczny zespół, mamy lidera, który skupia wokół siebie, wokół zespołu, może nie tylko wokół siebie, dziesięć, dwanaście, piętnaście osób, niech zrobi sobie mini-misję, mini-wizję, cele dla zespołu i to przywództwo to jest umiejętność podłączenia ludzi do tych celów, czyli można też taką wersję zrobić. W każdym razie przywództwo to umiejętność podłączania ludzi do strategii, do celów, do misji, do wizji, do tego dlaczego to robimy, do czego dążymy i jak to zmierzymy. Zarządzanie, bo o tym będzie dzisiejszy odcinek, to sposób pracy lidera na co dzień. Właśnie w tym jest takie dość duże wyzwanie. Pamiętajcie, że ja chyba w pierwszym, drugim odcinku mówiłem, że nikt nie ma złych intencji, to, że czegoś nie wiemy, to mamy do tego prawo. Przez wiele lat nie wiedziałem, czym jest przywództwo, czym zarządzanie, a dzisiaj – po prostu zainspirowałem się Kotterem i stworzyłem własne definicje. Czyli zarządzanie to sposób pracy lidera na co dzień. Przywództwo to umiejętność podłączania ludzi i procesów do strategii firmy. I właśnie sposób pracy lidera na co dzień to jest coś, o czym będziemy rozmawiać dzisiaj. W jedenastym odcinku mówiłem o trzech najważniejszych zasadach skutecznego zarządzania zespołem. Pozwólcie, że przypomnę to przez chwilę, czyli sposób pracy lidera na co dzień, sposób pracy menedżera na co dzień i to, co robisz po prostu od poniedziałku do piątku. Trzy najważniejsze zasady skutecznego zarządzania zespołem: Numer jeden to jest obecność każdego dnia, to znaczy, że jesteś w Gemba. Gemba to jest miejsce, gdzie ludzie dodają wartość, gdzie Twój zespół po prostu pracuje, gdzie ludzie pracują. Chodzi o to, że minimum 60-80% czasu spędzasz w Gemba. Na początku może być to oczywiście 10% czasu, bo uczymy się, mówimy tutaj o ewolucji, nie o rewolucji. Chodzi o to, żebyś szedł i zobaczył, okazał szacunek, zadawał pytania. Jeśli jesteś CEO, to nie znaczy, że Ty masz w tym Gemba siedzieć non stop, tylko stwórz system, naucz swoich ludzi zarządzania w taki sposób, żeby większość czasu oni byli w Gemba. Tak zarządza trener sportowy i jest wtedy respektowana taka zasada: „Kiedy ktoś pracuje, ktoś obserwuje”. Przy okazji, ostatnio wrzuciłem na LinkedIn taki printscreen, w jakiej pozycji Nagelsmann, nowy trener Bayernu Monachium, obserwuje trening. To jest niesamowite, tak dla mnie powinien pracować lider zespołu. W sporcie nie jest to zarządzanie przez guesstimation, zarządzanie „przez trzymanie kciuków”, tylko bycie tu i teraz i możliwość po prostu korygowania, możliwość przeprowadzania eksperymentów, non stop możliwość dialogu z zespołem. I to jest tak nienaturalne w biznesie, że w biznesie menedżer zespołu, lider zespołu większość czasu nie przebywa z tym zespołem, tylko większość czasu przebywa po prostu robiąc co innego. I to będziemy właśnie zmieniać. Czyli trzy zasady skutecznego zarządzania zespołem, najważniejsze zasady, pierwsze: obecność każdego dnia, bądź w Gemba, tyle ile możesz, to może być na początku dwie godziny w tygodniu. Zadawaj pytania, obserwuj, tylko pamiętaj, że jesteś tam gościem, nie gospodarzem. Druga zasada to jest empatia każdego dnia. To znaczy, że bycie liderem to czerpanie radości z dawania radości innym. Czyli, że jesteś empatyczny, że nawet jak masz gorszy dzień, liczysz do dziesięciu, oddychasz, nie wyżywasz się na ludziach, jesteś liderem. Niestety od przywództwa nie ma urlopu. Od zarządzania nie ma urlopu. To jest takie moje powiedzenie. Trzecia zasada skutecznego zarządzania zespołem, ta najważniejsza, to jest refleksja każdego dnia. Czyli im częściej przeprowadzamy refleksję odnośnie status quo, odnośnie tego, jak nam poszło, tym częściej możemy podejmować decyzje. Dla mnie takim kluczem – istnieje szansa, że przygotuję odcinek o tym – są boardmeetingi, czyli takie statusowe spotkania zespołowe, niektórzy na to mówią stand-up meetings, niektórzy mówią team meetings. W każdym razie boardmeeting to jest spotkanie przy tablicy, nie spotkanie zarządu, na którym realizujemy taki specjalny cykl cel-wynik-kaizen, gdzie zespół po prostu rozmawia o tym, jak im poszło wczoraj, czy w poprzednim tygodniu, co się udało zrealizować, co nie, jaki był problem, przyczyna, rozwiązania. Możecie wierzyć lub nie, ale to jest w mojej ocenie najbardziej powerful narzędzie liderskie do tego, żeby zwiększać efektywność i zaangażowanie, wszędzie daje niesamowite rezultaty. Czyli, Moi Drodzy, zarządzanie to sposób pracy lidera na co dzień i trzy najważniejsze zasady skutecznego zarządzania, czyli to, co powinniśmy robić na co dzień, to jest: być tam, gdzie dzieje się akcja, w Gemba. Być empatycznym dla ludzi, czyli rozumieć ich perspektywę, rozumieć ich bolączki, rozumieć ich uczucia, po prostu rozumieć perspektywę drugiego człowieka. I trzecia rzecz, im częściej sprawdzasz, jak Ci idzie, tym częściej możesz podejmować decyzje, czyli refleksja każdego dnia. Obecność każdego dnia, empatia każdego dnia, refleksja każdego dnia. Ale to już było w odcinku chyba jedenastym, wybaczcie brak pamięci, można sprawdzić na Spotify, na Apple Podcast tytuły tych odcinków, jeżeli jesteście zainteresowani większymi szczegółami. Zawsze zadaję takie pytanie: „Jaka jest najważniejsza różnica pomiędzy pracą trenera sportowego a lidera w biznesie?”. Ludzie mówią: „Nie ma różnicy” albo mówią: „Wiesz, trener sportowy może przeprowadzać selekcję”. Tak, to też jest bardzo istotne, ja zawsze mówię: „A w biznesie nie może?” To jest jeden z mitów przywództwa czy też zarządzania: „Ja mam zespół, którego nie mogę wymieniać”. Absolutnie to jest nieprawda. Selekcja to jest jedna z najważniejszych rzeczy. Ale najważniejszą różnicą pomiędzy pracą trenera sportowego a lidera w biznesie jest miejsce, w którym on wykonuje tę pracę. Jeżeli zamkniecie oczy i… aha, ostatnio jedna z koleżanek-słuchaczek mojego podcastu powiedziała, żebym nie mówił: „Zamknij teraz oczy”, bo ona słucha go samochodzie. Także nie zamykajcie oczu. Jak przypomnicie sobie niedawne mistrzostwa Europy czy też w ogóle jak popatrzycie na jakąkolwiek pracę trenera, on jest w Gemba. I tam jest taka zasada, że „kiedy ktoś pracuje, ktoś obserwuje” i on jest tam przez 80-90% czasu, na każdym treningu po prostu obserwuje. Dzięki temu całe jego zarządzanie opiera się na faktach, a nie na opiniach. W biznesie jest zupełnie odwrotnie. Mamy professional judgement, mamy: „bo ktoś tak powiedział”, mamy leading by guesstimation, czyli takie zgaduję, jak to wychodzi. Mamy masę stereotypów i bycie w Gemba wydaje się tak nienaturalną rzeczą, że ponoć robi to Toyota. W Toyocie byłem ze dwa razy i akurat widziałem rzeczywiście tę zasadę: „Kiedy ktoś pracuje, ktoś obserwuje”. Natomiast tego uczycie się od trenerów sportowych. Możecie mi wierzyć na słowo, a ja Wam proponuję, żebyście potraktowali ten podcast jako moją subiektywną opinię na temat pewnego biznesu i żebyście przeprowadzali własne eksperymenty. Nie ma lepszej nauki, jak eksperymentowanie. Jak chcesz się nauczyć jeździć na nartach, to po prostu wyjdź na stok. Spróbujcie sobie na początek, na przykład w tym tygodniu, czy w przyszłym, na dwie godziny pójść do Gemba. Idziesz do Gemba, okazujesz szacunek, jesteś w Gemba, okazujesz szacunek, obserwujesz proces bez oceniania, zadajesz pytania, gryziesz się w język i możesz sobie wybrać jakiś problem do przeprowadzenia eksperymentu, bo na tym to polega. Tylko nie idź tam po to, żeby cokolwiek ludziom zmienić, tylko po to, żeby zobaczyć. Pamiętaj, że na samym początku możesz doprowadzić do pewnego popłochu, może się tak zdarzyć, że Ty jako prezes, kierownik, po dwóch latach pojawiłeś się i ludzie nagle będą myśleli, że chcesz kogoś zwolnić. Także powiedz, że jesteś tutaj, żeby się uczyć, że nie będziesz oceniał, nie krytykuj, i to jest bardzo trudne, gryź się w język. Druga rzecz to jest empatia każdego dnia i w czwartym odcinku mówiłem Wam o top dziesięciu oczekiwaniach pracowników względem lidera. Zróbcie sobie takie odrobienie zaległości, przeprowadźcie autodiagnozę. Znajdziecie to właśnie, tak jak powiedziałem, w czwartym odcinku, dziesięć oczekiwań pracowników względem bezpośredniego przełożonego, który ma ogromny wpływ na to, czy ludzie odchodzą z pracy, czy jest rotacja, czy ludzie oceniają pozytywnie swojego lidera. Jak też dobrze pamiętacie, 70% osób, która negatywnie ocenia swojego szefa, nie poleci pracodawcy, a 62% procent ludzi deklaruje, że szuka roboty, gdzie dzisiaj jednym z największych problemów biznesowych jest po prostu brak dostępnych ludzi do pracy. To jest po prostu przełom. Dlatego dziesięć oczekiwań pracowników względem bezpośredniego przełożonego to dla mnie to jest początek autodiagnozy tej empatii każdego dnia. Czy jesteś zaangażowany w rozwój pracowników? Czy opierasz się na faktach, nie na opiniach? Budujesz poczucie przynależności do organizacji, utożsamiasz się z organizacją, komunikujesz się często, stwarzasz warunki do otwartego mówienia o problemach, wspierasz w ich rozwiązywaniu i tak dalej. Na pierwszych trzech miejscach z badań 2021 (odcinek 13) jest: „Masz wysokie standardy moralne i etyczne”, „Szanujesz innych ludzi”, „Jesteś otwarty na nowe pomysły i inicjatywy pracowników”. To jest top trzy. Dla mnie ego w biznesie jest bardzo potrzebne. Ego to jest taki, powiedziałbym z angielskiego, driver do osiągania rezultatów, taka chęć dowożenia. Natomiast paradoksalnie ego powinno być wzmocnione empatią, czyli masz świadomość swojego ego, nie wykorzystujesz go do tego, żeby się wywyższać i nie szanować ludzi, tylko ego powoduje, że kwestionujesz status quo. Nie akceptujesz wymówek od wyników, ale masz jego świadomość, okiełznałeś to ego i wzmacniasz je empatią, czyli rozumieniem perspektywy Twoich pracowników, czy też Twoich liderów, Twoich kierowników i zgadzasz się na to, masz pokorę odnośnie do tego, że ludzie mogą mieć inne zdanie, że ludzie mogą mieć inny pomysł, że ludzie mogą nie mieć tak bardzo dużej lojalności do firmy, jaką masz Ty. Także to jest rozumienie perspektywy tej drugiej osoby. Trzecia zasada, refleksja każdego dnia, to jest zaangażowanie poprzez stworzenie warunków do codziennego rozmawiania o celach, codziennego rozmawiania o wynikach w kontekście tych celów i codziennego rozmawiania o problemach, przyczynach, rozwiązaniach. To jest niesamowite, to jest jedna z najbardziej prostych metod zarządzania ludźmi, tworzenia efektywnego środowiska, zaangażowania większości, jak nie całego Twojego zespołu do realizacji celów i do rozwiązywania problemów. Chodzi o to, że im częściej sprawdzasz, jak Ci idzie, tym częściej możesz podejmować decyzje i tym częściej możesz rozwiązywać problemy. Także obecność każdego dnia, tyle ile możesz bądź w Gemba. Na początek potraktuj to jako trening, na przykład dwie godziny w tygodniu. Napisz, czego się nauczyłeś. Druga rzecz, empatia każdego dnia. Zrozum dziesięć oczekiwań pracowników względem Ciebie, zrób autodiagnozę. Jeśli tylko możesz, to poproś również ludzi o to, żeby Cię ocenili i zwróć uwagę na to – zwłaszcza, jak masz duże ego, a dużo CEO-osów ma duże ego – że empatia to jest rzecz, która jest dzisiaj w biznesie bardzo potrzebna. Trzecia rzecz: raz w tygodniu, to jest minimum, lub – jeszcze lepiej – raz dziennie, przeprowadzaj refleksję odnośnie tego, jak Ci poszło, jak zespołowi poszło. Ale nie: „Jak Wam się wczoraj pracowało?”. „Dobrze.” „To dobrze”, tylko w kontekście realizacji celów. O tym będzie odcinek szesnasty, powiem tutaj o boardmeetingach, jak realizować cykl cel-wynik-kaizen, naprawdę warto go posłuchać, ponieważ boardmeetingi, te stand-up meetings, to jest naprawdę niesamowite narzędzie, które szybko zwiększa efektywność, zaangażowanie, poprawia atmosferę, zmniejsza rotację zespołu. W każdym razie, ja sobie kiedyś w kontekście tej refleksji każdego dnia – bo wyzwaniem zarządzania i tworzenia takiego środowiska pracy jest dzisiaj zdolność do adaptacji – ja sobie stworzyłem cztery poziomy zdolności do adaptacji. Pierwszy poziom to jest włącz i wyłącz, wtedy kiedy doskonalenie przeszkadza biznesowi. Czyli mamy czas, to się doskonalimy, nie mamy czasu, to robimy biznes. Drugi to jest dzień do dniu i to o tym mówię, że po prostu od czasu do czasu zatrzymujesz się i przeprowadzasz refleksję odnośnie przeszłości, takie retro, ale ustrukturyzowane w cykl cel-wynik-kaizen. Dzięki temu, jeśli robisz to raz w tygodniu, masz pięćdziesiąt dwie szanse w roku na to, żeby coś poprawić, jak robisz codziennie, to masz nawet dwieście dwadzieścia. Trzeci poziom, to jest godzina po godzinie. Na razie to odpuszczę. I czwarty poziom to jest sport i tylko sport i ponoć Toyota, tu i teraz. Po prostu poprzez tworzenie takiego sposobu zarządzania ludźmi, że kiedy ktoś trenuje, ktoś obserwuje, tutaj mówię relacja trener-zawodnik, mogą rozwiązywać problemy na bieżąco i prowadzić akcję korygujące na bieżąco i nie ma w mojej ocenie bardziej agile środowiska pracy, jak sport. Jak sobie wyobrazicie te dwa razy czterdzieści pięć minut na tych mistrzostwach Europy, to ile razy trener zmieniał ustawienie zespołu, ile razy podpowiadał. To jest nieskończona liczba. Tylko, że on, dzięki temu, że tam jest, stwarza sobie do tego możliwość. Nie wiem, czy rozumiecie. Teraz przejdźmy do tego, o czym tytuł odcinka dzisiaj mówi. Dowiedziałem się kiedyś od mądrego człowieka, od konsultanta, który u nas pracował, że w procesie, w planowaniu, w harmonogramowaniu pracy są trzy rodzaje czynności: Runners, Repeaters i Strangers. Runners to jest coś, co jest ciągłe, coś, co się wydarza w sposób powtarzalny. Repeaters to jest coś, co się powtarza w określone dni, w określone godziny. A Strangers to są rzeczy, które są na przykład w przypadku harmonogramowania, planowania pracy, wrzutkami. Takie nietypowe sytuacje, które zdarzają się w sposób niezaplanowany. Ja sobie to pożyczyłem, trochę czasu mi zabrało i odniosłem to do zarządzania. Pamiętacie, obecność każdego dnia, empatia każdego dnia i refleksja każdego dnia, ale teraz przejdziemy do większych szczegółów. Mówimy tutaj, Drogi CEO, o tym, jak powinien Twój lider zespołu zarządzać na co dzień. Pamiętajcie, że od tego bezpośredniego przełożonego ludzi tak bardzo dużo zależy, o czym Wam mówiłem wielokrotnie. W badaniach, tak jak powiedziałem, 70% osób nie jest zadowolona z pracy i 62% ludzi szuka w tej chwili roboty, deklaruje przynajmniej, jeśli negatywnie ocenia swojego bezpośredniego przełożonego. A jeśli weźmiemy pod uwagę to, że 88% ludzi w Polsce przychodzi do pracy, bo nie ma innego wyjścia, według badań Gallupa 2021, oraz to, że 90% liderów, na pytanie: „Jak motywujesz ludzi?” odpowiada: „Normalnie”, to jest to mieszanka wybuchowa. Dlatego uczmy ich tych trzech najważniejszych zasad zarządzania zespołem: obecność każdego dnia, empatia każdego dnia, refleksja każdego dnia. Obiecuję, że powtórzyłem to w tym odcinku przedostatni raz. Ale większym szczegółem jest to, że bierzesz Runners, Repeaters, Strangers i ja to odniosłem po prostu do trzech typów aktywności lidera w codziennym zarządzaniu. Pamiętajcie, że zarządzanie to sposób pracy lidera na co dzień. Runners to jest to, co robisz codziennie, w każdy dzień. Po prostu Twój standardowy sposób zarządzania ludźmi każdego dnia, od poniedziałku do piątku, ja to tak w cudzysłowie nazywam. Repeaters to są te czynności, które robisz w określone dni tygodnia, miesiąca, kwartału. A Strangers, to w tym przypadku są to nieregularne wzmocnienia, które mogą Ci dać taki boost, wybaczcie z angielskiego, zaangażowania. To jest coś, co możesz wykorzystać, żeby zbudować, żeby spowodować, żeby ludzie się nie nudzili, żeby zrobić coś, taką niespodziankę dla zespołu. Dla Twojego zespołu będzie to Stranger, ale Ty masz to zaplanować. Zaraz powiem o tym trochę więcej. Czyli tak naprawdę robimy to po to, żeby zbudować trzy nici relacji. O trzech niciach relacji też już było. Pracuję dla Ciebie, bo lubię, bo lubię ten zespół, czuję, że przynależę, to jest relacja serca. Pracuję w tej firmie, w tym zespole, bo się rozwijam, bo dzięki Tobie mogę rozwiązywać fajne problemy, bo dajesz mi szkolenia, bo dajesz mi treningi i pracuję tu, bo mi się opłaca. Teraz dziewięćdziesiąt dziewięć procent firm ma zbudowaną relację na nici finansowej, czyli pracuję tutaj, bo po prostu zarabiam pieniądze. Nie ma nic złego w tej relacji, ona jest bardzo dobra, ale ja chcę w tym podcaście pokazywać Wam, jak zbudować relację pomiędzy menedżerem zespołu a członkami zespołu, czy też pomiędzy firmą a członkami zespołu na trzech niciach – serce, umysł, kieszeń. Czyli pracuję tu, bo lubię tę firmę, Ciebie jako lidera, pracuję tu, bo się rozwijam, bo się spełniam, bo mam interesujące rzeczy do zrobienia, bo rozwiązuję problemy i pracuję tu, po prostu, bo mi się opłaca. Te trzy typy aktywności menedżera, lidera zespołu czy też Ciebie jako CEO to jest codziennie, co jakiś czas i nieregularne wzmocnienia. Czyli Runners to są czynności, które powtarzasz codziennie. Repeaters to są czynności, które powtarzasz w określonych dniach tygodnia, w określonych dniach miesiąca, w określonych dniach kwartału. A Strangers to są nieregularnie wzmocnienia i do tego bardzo Wam polecam książkę Skuszeni, po angielsku Hooked, gdzie zobaczycie, co znaczą nieregularne wzmocnienia. Czyli to jest budowanie zaangażowania w SaaS-ach, w technologiach, gdzie wykorzystywane są po prostu nieregularne wzmocnienia, nagrody, których się nie spodziewasz, wyciągnięcie w tym przypadku ze strefy komfortu, którego się nie spodziewasz. Zaraz Wam podam przykłady. Runners to są czynności, które robisz codziennie, Repeaters to są czynności, które wykonujesz w określone dni tygodnia, miesiąca, kwartału, roku, a Strangers to są czynności, które Twój zespół traktuje jako super niespodziankę, jako wyciągnięcie ze strefy komfortu, jako coś niespodziewanego, dzięki temu to zaangażowanie dostaje taki, za przeproszeniem, strzał energetyczny. Nie wszystkie są super mega świetne do tego, bo wyciągnięcie ludzi ze strefy komfortu może powodować u nich stres, ale chodzi o to, że jest coś, co jest nieregularne i coś co wzmacnia zaangażowanie. Mam nadzieję, że rozumiecie. Czy to jest jasne? To dajcie znać, gdzieś na LinkedInie, czy na Facebooku. Jak powinien wyglądać dzień takiego lidera? Skupmy się na razie na Runners. To co ja proponuję, możecie wierzyć lub nie, ale dla mnie to jest taka nowość, to zacznij dzień od siebie, od wizualizacji, medytacji, modlitwy. Ja nie wnikam w to, jestem osobą bardzo tolerancyjną, kto za jaką religią jest, to tak naprawdę Wasza sprawa, ale w mojej ocenie ludzie składają się z trzech rzeczy, CUD – Ciało, Umysł, Dusza. Zaczynamy dzień od wizualizacji, od medytacji, od na przykład sesji wdzięczności, podziękowania za to, co wczoraj się fajnego wydarzyło, od małych rzeczy. Drugą książką, którą polecam w tym aspekcie, jest The Code of the Extraordinary Mind Vishen Lakhiani, czyli Kod Nadzwyczajnego Umysłu. Niesamowita jest ta książka, mi osobiście dużo daje. Od mniej więcej dwóch miesięcy medytuję i jakość życia jest naprawdę inna. Ja się uczę, nie jestem w tym ekspertem, dlatego nie będę Wam mówił. Polecam mega książkę The Code of the Extraordinary Mind, gdzie zobaczycie sześć faz medytacji, która jest łatwiejsza niż taka medytacja, której możemy się nauczyć od mnichów. Ale zaczynasz dzień od tego, żeby sobie podziękować za to, co się wydarzyło wczoraj, od tego, żeby zrobić medytację, od tego, żeby się dobrze nastroić, bardzo to polecam. Później idziesz do roboty. Runners to obserwacja w Gemba, czyli zaplanuj, że na przykład raz dziennie przez godzinę nie robisz nic innego, tylko obserwujesz, jak ludzie pracują. Typowy Runner to jest delegowanie, rozliczanie zadań, czyli na przykład delegujesz zadania, rozliczasz zadania z poprzedniego dnia. Wybierasz sobie jakieś problemy do rozwiązywania, rozwiązujesz problemy. Boardmeetingi, o których Wam mówiłem. Jeśli uznasz, że boardmeeting jest Twoim Runnerem, to znaczy, że go robisz codziennie, mam nadzieję, że rozumiecie, czyli podsumowujesz. Na przykład zaczynasz dzień pracy od tego, żeby sprawdzić, jak Wam poszło wczoraj. Barometr zadowolenia zespołu, czyli to jest taki przykład, że codziennie pytasz ludzi: „Jak się Wam wczoraj pracowało?”. To jest bardzo kontrowersyjne, natomiast nie ma nic złego w pytaniu ludzi, jak się czują w robocie. To może być też u Was Repeater, na przykład robicie to co poniedziałek. Runner: wizualizacja dnia, medytacja, obserwacja w Gemba, delegowanie, rozliczanie zadań, rozwiązywanie problemów, board meetingi, barometr zadowolenia. I to, co jest ważne, to planujcie dzień. Większość ludzi pracuje osiem, dziesięć godzin, tak naprawdę pamiętajcie o tym, że równowaga jest ważna, skupmy się na tym, że wyobrażamy sobie, że pracujemy osiem godzin. Mam taką propozycję, żeby planować dwugodzinne interwały. Druga propozycja, druga rekomendacja, Naucz swoich ludzi, żebyście planowali sobie trzy czwarte dnia. W razie czego jedną czwartą, czyli te dwie godziny z ośmiu, będziecie mieli na pójście do Gemba, a w razie trudności, będziecie mogli zarządzać jakimiś pożarami, wrzutkami. Czyli tak naprawdę w Twoim planie planujesz na przykład od ósmej do czternastej. Dwie godziny zostawiasz sobie na nieplanowane rzeczy, kolokwialnie mówiąc wrzutki. Jeżeli nie wystąpią, idź do Gemba. Idź do Gemba, obserwuj proces, okaż szacunek. Zakończ dzień okazując trzy razy wdzięczność, trzy razy dumę. Jest takie fajne ćwiczenie, dziękujesz za to, co się dzisiaj wydarzyło i na przykład wypisujesz sobie trzy rzeczy, z których jesteś z siebie dumny z tego dzisiejszego dnia. Także nie chodzi o to, żebyś był narcystyczny, ale chodzi o to, żeby doceniać siebie, żeby mieć w ogóle duży szacunek do własnej osoby. Na pewno są takie rzeczy, z których jesteście dumni każdego dnia i to jest bardzo fajne ćwiczenie. W każdym razie Runner, najważniejsza rzecz w Runnerze to jest planowanie dwugodzinnych interwałów. Skupcie się na tym, żeby ten dzień był w miarę standardowy, powtarzalny, od czego zaczynasz. Spróbujcie zrobić tak, żeby w Waszym dniu, niezależnie od tego, czy jesteś CEO czy menedżerem zespołu, jakiś czas poświęcić na to, żeby być w Gemba. Jak będziecie tak mocno ćwiczyć i będziecie się chcieli stać trenerem sportowym, to Runner to jest bycie w Gemba większość czasu. Przy okazji, jeden z moich klientów w Danii, gdzie pracował mój guru Klaus Petersen. Pojechaliśmy kiedyś z zespołem Leanpassion uczyć się od nich i był taki menedżer zmiany. Mój konsultant zadał mu pytanie: „Powiedz, jak wygląda Twój dzień?”. A on powiedział tak: „Przychodzę, rzucam torbę, idę i wracam wieczorem”. Akurat on pracował na drugą zmianę, czyli pracował od czternastej do dwudziestej drugiej chyba, był menedżerem zmiany. Konsultanci pytają niego: „A maile, a telefony?”. On mówi: „Kiedyś miałem, dzisiaj nie mam”. Facet odpowiadał w tak prosty sposób. Na pytanie: „To co Ty robisz?” odpowiedział: „Mój zespół dziennie wykonuje dziesięć boardmeetingów i ja jestem na każdym, ale obserwuję i patrzę, jak się rozwijają moi liderzy”. Rozumiecie? Facet miał po prostu po dziesięciu latach transformacji Lean jedno zadanie i to jest niewiarygodne, jak efektywny był ten zespół. Mowa o Solar, przy okazji, to jest firma, która w 2010 roku w Danii zdobyła jako pierwsza firma nieprodukcyjna nagrodę za najwyższą produktywność. Danish Industry dawało taką productivity award i po raz pierwszy w historii firma nieprodukcyjna, firma Solar zdobyła to. Ale wyobrażacie sobie, facet mówi tak: „No przychodzę, rzucam torbę, wracam wieczorem, zabieram torbę”. Tak wygląda jego dzień zarządzania. Konsultanci mówią: „Co Ty robisz, a maile, raporty?”. On mówi: „Kiedyś miałem, dzisiaj nie mam. Dzisiaj, jak mamy jakiś problem, to się spotykamy w Gemba i rozmawiamy z innymi silosami”. On pracuje prawie jak trener sportowy. On mówi: „Ja obserwuję boardmeetingi, żeby rozwijać moich liderów, jak oni rozwijają innych ludzi. Czyli poprzez zadawanie pytań, obserwację”. Niesamowite, naprawdę niesamowite. Mamy Runnersy, tak? Mam nadzieję, że rozumiecie. To jest coś, co robisz codziennie, czyli planujcie trzy czwarte dnia, planujcie tyle, ile możecie w Gemba, obserwacje wpisujcie sobie w lessons, dzięki temu będziecie one step ahead. Bycie w Gemba wcale nie oznacza tego, że macie tam decyzje podejmować. Absolutnie. Bycie w Gemba oznacza, że Ty rozumiesz proces i dzięki temu możesz zadawać lepsze pytania. Repeaters, przykłady. Powitanie zespołu w poniedziałek, podsumowanie tygodnia w piątek. Zapytaj się w poniedziałek, jak minął weekend, pogadaj z ludźmi, zacznijcie sobie dzień od godziny kawy. U jednego z moich klientów w branży shared service – pozdrawiam Cię, Wojtku, bardzo serdecznie – w poniedziałki przez pierwszą godzinę, nawet dwie, ludzie w ogóle nie pracują. Jest czas na ploteczki, jest kawa i tak dalej. To jest, jakby to powiedzieć, zamierzone. Chodzi o to, żeby ludzie po prostu przegadali sobie weekend, żeby przybili piątkę, to jest takie fajne, normalne. Witasz zespół w poniedziałek i nie od razu czerwone oczy i do roboty, tylko po prostu gadacie sobie, pytacie o rzeczy prywatne. W piątek jest inna sprawa, to jest podsumowanie tygodnia. Pracowałem kiedyś w GE i to, co było dla mnie niesamowite w General Electric, to co piątek spotykaliśmy się w gronie menedżerskim i każdy z nas miał powiedzieć jedną rzecz, z której jest z siebie dumny prywatnie i jedną zawodowo. Na początku było to dla mnie naprawdę strasznie zaskakujące i wstydliwe. Na ogół wyglądało to tak, że była taka rundka, oczywiście tam były pączki, kawa, naprawdę fajna rzecz. I jak na początku było to dla mnie wstydliwe, później nie mogłem się tego doczekać. Po prostu mówisz jedną rzecz, która z Twojej perspektywy – nie było to oceniane – wydarzyła się w tym tygodniu, z której jesteś dumny z siebie i jedną rzecz prywatną, jeśli chcesz. Wyglądało to tak, że większość z nas mówiła jakąś rzecz, którą zrobiła, rozwiązała trudny problem, zrobiła jakiś eksperyment, a prywatnie to najczęściej mówiliśmy co planujemy na weekend. To miało dwa cele, po pierwsze pokazanie członkom zespołu, że każdy jest ważny, a po drugie, odseparowanie pracy od weekendu, żeby się dobrze nastroić na weekend. Repeater, sesja jeden na jeden z każdym. Na przykład to często działa w dobrych zespołach sprzedażowych, że szef sprzedaży piątki poświęca na one-to-one, na sesje jeden na jeden. Dialog mentor-uczeń. Pomiar wybranego procesu, eksperyment. My jak robimy takie zarządzanie, sposób zarządzania Runners, Repeaters, Strangers, to na przykład w poniedziałek mówimy do lidera, że w poniedziałek robi pomiary czasu cyklu, we wtorek na przykład obserwuje proces i zapisuje, jakie są typy marnotrawstw, w środę wybiera sobie jeden problem i przeprowadza z zespołem eksperyment, w czwartek robi dialog mentor-uczeń, w piątek robi spotkanie ze swoim zespołem i pyta się zespołu, z czego każdy jest z siebie dumny. Jeśli to jest problem, to zapytaj się ludzi, żeby powiedzieli, jaką fajną rzecz udało im się zrobić w tym tygodniu. Inne Repeatersy to jest podsumowanie tygodnia. To, co Wam bardzo polecam, to jest to, co ja robię. Jestem człowiekiem, który ma duży problem z systematycznością, ale to, czego nauczyłem się, to co piątek (większość z nas pracuje w rytmie poniedziałek-piątek), zanim skończycie swój tydzień pracy, zróbcie sobie autorefleksję. Na czym to polega? Jak już zrobisz to podsumowanie tygodnie z zespołem, to siądź sobie sam, włącz sobie jakąś muzykę, zamknij się w pomieszczeniu, zanim pójdziesz do domu lub jeśli pracujesz zdalnie, zanim wyłączysz komputer. Bierzesz czystą kartkę papieru, czy też coś elektronicznego i zapisujesz sobie rzeczy, czego się nauczyłeś w tym tygodniu, robisz sobie takie lessons learned. Zapisujesz trzy, pięć, siedem rzeczy, których nauczyłeś się w tym tygodniu. Możesz tę kartkę wyrzucić, nie musisz jej archiwizować. Chodzi o to, żeby zmusić swój umysł do refleksji, do tego, co Ci fajnie poszło, bez oceny, bez maltretowania siebie. To jest autorefleksja lidera, lessons learned, raz w tygodniu pół godziny tylko dla siebie. Zobaczycie, co się będzie działo, po prostu będziecie wyciągać wnioski, będziecie analizować, co Wam poszło dobrze, dzięki temu możecie sobie w następnym tygodniu zrobić kolejny eksperyment, coś zmienić w tym swoim tygodniu pracy, coś zmienić w podejściu. Czyli mamy Runners, Kochani, to, co robimy codziennie, delegowanie, rozliczanie zadań, rozwiązywanie problemów, boardmeetingi. Boardmeetingi też mogą Repeatersem, bo na przykład robisz je co wtorek. W Leanpassion na przykład robimy co piątek od ósmej do dziewiątej. Planowanie na dwie godziny na interwały, plan pracy na trzy czwarte dnia, jedną czwartą zostaw sobie na wrzutki, na priorytety, na zadania pilne, a jak ich nie masz, to na bycie w Gemba. Repeatersy: w poniedziałek witaj zespół, przybij piątkę, zapytaj się, jak się pracowało w tym tygodniu, nie musisz od razu lecieć do super mega roboty. Co ciekawe, to ma tak duży wpływ na efektywność, nawet jak pół godziny zaczniecie później w poniedziałek, naprawdę, na zaangażowanie, na atmosferę. W piątki podsumuj tydzień z zespołem, spytaj się z czego są z siebie dumni, przeznacz jakiś dzień na rozwój dla siebie też, dialog mentor-uczeń. Zaplanuj sobie takie powtarzalne rzeczy na poniedziałek, wtorek, środę, czwartek, piątek dla Ciebie jako lidera. Zaraz podam też przykłady. Strangers to są nieregularne wzmocnienia, na przykład happiness week. Jeden tydzień w roku zróbcie taki eksperyment, że pracownik losuje drugiego pracownika i ma przez tydzień robić dla niego miłe rzeczy. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, to jest niesamowite. My robiliśmy kiedyś taką próbę przez jeden dzień i ludzie, którzy są skłóceni, mamy jakąś napiętą atmosferę, nagle zaczynamy budować takie fajne poczucie takiego compassion, takiego współczucia, takiej dobrej atmosfery, nie chcę nadużywać tutaj słowa miłość, nie jestem aż taki bardzo odjechany, ale to jest nieregularne wzmocnienie. Akcja charytatywna, na przykład mówisz, że za tydzień zbieramy pieniądze na coś albo idziemy do schroniska. Pizza day, wspólne gotowanie, dyżur liderski – powiedz, że w tym tygodniu albo w tym dniu chciałbyś, żeby Mariusz, Kasia, Agnieszka, Wiola była liderem za Ciebie, tylko daj im trochę czasu, żeby się przygotowali. Lean Action Workout to jest coś, czego ja się nauczyłem również w GE, to jest tydzień zmian, to jest takie nieregularne wzmocnienie. On jest świetny, jeżeli na przykład robicie proces doskonalenia i doskonalicie się everyday, po niemiecku mówi się na to Kaizen Blitz, czyli na tydzień zbierasz zespół, robicie niesamowite zmiany, robicie dużo i to jest taki super mega nieregularne wzmocnienie. Nie wiem, czy słyszeliście, ale Polacy to jest naród zrywów, czyli powiedz nam, że coś nie wyjdzie albo po prostu jest jakiś zaśpiew i idziemy, robimy rzeczy, dlatego to świetnie działa, Lean Action Workout. Wzajemne obserwacje w Gemba, na przykład robisz tak, że przez ten tydzień pracownicy wzajemnie się obserwują. Jest takie ćwiczenie dla zespołów zdalnych, że na przykład godzinę dziennie pracownicy nawzajem udostępniają sobie swój ekran i kiedy ktoś pracuje, inna osoba obserwuje i zapisuje, jakie są marnotrawstwa i dzielą się wiedzą. To może być bez Ciebie jako lidera. Zamiana stanowisk, czyli zamieniasz ludzi na tydzień czy na dzień. Nie chodzi o to, żebyście robili to wszystko, chodzi o to, żebyście stosowali nieregularne wzmocnienia, ale nie tak chamsko. Chodzi o to, żeby powiedzieć: „Słuchajcie, mam taki pomysł, żeby za miesiąc od dzisiaj zrobić sobie wspólne gotowanie”, „Słuchajcie, mam taki pomysł, żeby w przyszłym tygodniu Mariusz przez jeden dzień był liderem, a ja będę na miejscu Mariusza”. Czytanie książek, recenzja, refleksja i tak dalej. To, do czego Was bardzo serdecznie namawiam, to żebyście spróbowali usiąść, wzięli sobie kwartał, miesiąc, tydzień, żebyście spróbowali sobie rozpisać najpierw Runnersy. Następnie w wypisane Runnersy spróbujcie wpisać sobie Repeatersy, czyli to, co robicie w kolejne dni tygodnia, w kolejne dni miesiąca, to może być zamknięcie miesiąca, to może być business review, to może być podumowanie, to może być sesja jeden na jeden. Następnie Strangersy, na początku można zrobić coś raz w kwartale, na przykład, tak jak mówię, akcja charytatywna albo ten happiness week, co bardzo polecam. Czyli na przykład przez tydzień jedna osoba dla drugiej robi miłe rzeczy, przygotowuje śniadanie, przynosi jakąś fajną książkę do przeczytania. To działa tak niesamowicie, bo ludzie zaczynają się interesować, co dla tej drugiej osoby jest ważne, co ją interesuje. Jakkolwiek to brzmi, nie wierzcie mi na słowo, spróbujcie sobie, to może być happiness day, czyli jeden dzień. Także trzy typy aktywności lidera, Moi Drodzy, to jest Runners, Repeaters, Strangers. One wzmacniają te trzy najważniejsze zasady skutecznego zarządzania. Jestem w Gemba, jestem empatyczny i przeprowadzam refleksję tak często, jak mogę to zrobić. Runner, to jest coś, co robisz codziennie, Repeater, to jest coś, co robisz w określone dni tygodnia i Stranger, to jest coś, co Ty planujesz, ale co jest zaskakujące dla Twojego zespołu, co ma dwa cele: wzmocnić zaangażowanie, wzmocnić entuzjazm, dać taki strzał endorfin, dopaminy, oksytocyny, serotoniny, można też o tych związkach chemicznych dość mocno poczytać. Ale druga zasada jest taka, że wyciągasz ludzi ze strefy komfortu, na przykład poproś ich, żeby zamienili się miejscami na przyszły tydzień. Mówisz: „W przyszłym tygodniu, Ty będziesz robić to, Ty będziesz robić to”, robimy sobie taki share best practices albo robimy sobie taką zamianę miejsc. To trzeba zrobić zdroworozsądkowo, bez pogorszenia wyników, po prostu się tym pobawcie. Jeśli macie wątpliwości co do Strangersów, to skupcie się na razie, żeby 100% Waszych liderów miało Runnersy, Repeatersy. Na koniec przykład takiego planowania z branży usługowej. Codziennie jest po prostu delegowanie zadań, jest bycie w Gemba przez godzinę, jest dobre słowo, docenianie. W poniedziałek: odprawa, boardmeeting, we wtorek: odprawa, boardmeeting, tak samo w środę, w czwartek, w piątek podsumowanie tygodnia. Czyli w tym zespole boardmeeting to jest codzienność, delegowanie zadań, to jest codzienność, rozmowa z zespołem, to jest codzienność, sprawdzanie, weryfikacja, czy plan pracy został zrobiony, to jest codzienność. Repeater. W poniedziałek: „Co u Was po weekendzie?”. We wtorek rozmowa mentor-uczeń, czyli wygląda to tak, że siadam sobie z jednym pracownikiem, obserwuję, jak pracuje i robię z nim taką sesję, dialog mentor-uczeń. Pytam go, jakie są cele, jakie są problemy. W środę identyfikacja marnotrawstw, spędzenie trochę czasu w Gemba, obserwacja i zrobienie eksperymentu PDCA. W czwartek mierzenie czasów na procesach, mierzenie czasu cyklu. W czwartek dodatkowo lider przynosi słodkości dla zespołu. To pracownicy akurat wymyślili, piecze ciasto, kupuje pączki. W piątek, tak jak powiedziałem, życzenie miłego weekendu, aktualizacja matrycy kompetencji w tym przypadku i badanie zadowolenia z tygodnia pracy oraz „Jak Wam się w tym tygodniu pracowało?”. Dodatkowo są napisane takie słowa: dostrzeganie, docenianie pracowników, uśmiech, wspólne wyjścia integracyjne, punktualność, tak jak powiedziałem, bycie osobą empatyczną, czyli to jest sposób na to, jakim jesteś liderem. Inny przykład – Repeaters z branży produkcyjnej: W poniedziałek obserwacja procesu, mapowanie, jak ten proces wygląda. We wtorek Interruption Analysis, to jest taka analiza, gdzie idziesz do Gemba i zapisujesz kreski, za każdym razem stawiasz kreski, kiedy wydaje Ci się, że widziałeś problem. W środę analiza dziewięciu marnotrawstw. W czwartek eksperymenty, dialog mentor-uczeń, w piątek lessons learned. Oczywiście dodatkowo Runnersy, czyli jak te interwały co dwie godziny. Jeszcze jedna taka rada, bo zapomniałem, co dwie godziny róbcie sobie jako liderzy piętnaście minut przerwy, czyli godzina czterdzieści pięć pracujesz i robisz sobie przerwę na piętnaście minut, idź na spacer, posłuchaj muzyki, nie pracuj. To zwiększy Twoją efektywność pracy, koncentrację dwukrotnie. Ja to stosuję na sobie i super mega to działa. Po prostu jesteś mega skoncentrowany, ponoć nikt z nas nie potrafi pracować osiem godzin bez przerwy. Książki, które polecam na koniec, Drodzy CEO, The Code of the Extraordinary Mind, świetna książka, jestem pod jej ogromnym wrażeniem, skończyłem ją miesiąc temu, stosuję to na co dzień. Druga rzecz, spodziewajcie się niedługo odcinka specjalnego z Łukaszem Kruczkiem, który nagraliśmy podczas sesji live, Zespołowe zarządzanie zespołem. Zobaczycie, co znaczy dla Łukasza akronim słowa Team i zobaczycie, jaka jest najważniejsza różnica pomiędzy pracą trenera sportowego a lidera w biznesie. Także bardzo serdecznie, Moi Drodzy, Was zapraszam. Ten odcinek: Runners, Reapeaters, Strangers. Spróbujcie rozpisać to dla siebie, Drodzy CEO-osi, i zastosujcie tę metodę nieimprowizowanego zarządzania zespołem na każdym szczeblu organizacji w swojej firmie. To, co możecie zrobić na sam początek, to dajcie czystą kartkę papieru każdemu brygadziście, każdemu kierownikowi, szefowi zmiany i poproście, żeby wypisali, co mają robić codziennie. Powiedzcie, żeby rozpisali to na interwały dwugodzinne, co mogą robić w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek, piątek. Tu możecie podpowiedzieć to, czego się dzisiaj dowiedzieliście. Przeczytajcie sobie książkę Skuszeni, żebyście zobaczyli, na czym polega nieregularne wzmocnienie. Podałem Wam dzisiaj, kilka przykładów: akcje charytatywne, happiness week, zamiana stanowisk pracy, jeden dzień w roli lidera, wspólne gotowanie, pizza day i tak dalej. Dziękuję Wam bardzo za dzisiejszy odcinek. Przypominam tylko, że ciągle trwa rekrutacja, w tej chwili jesteśmy w early birdzie – czyli cena to na Lean Black Belt®, trzecią edycję, w której będzie właśnie Łukasz Kruczek, Vital Heynen, moja skromna osoba i Klaus Petersen, mój mentor. Dziesięciomiesięczny program rozwojowy, gdzie wychowujemy elitę osób, które rozumieją 5 kroków Strategii Lean i potrafią stosować je w praktyce. Do zobaczenia za tydzień. Cześć, Kochani, pa!
Musimy zagrać na sto procent możliwości żeby wygrać. We have to play at 100 % of our capabilities in order to win. Stawiam sto dukatów, że to ja zdobędę pierwszą krew.

Moim dzisiejszym gościem jest Maciej Podgórski, fotograf oraz założyciel i strateg magazyn Kraft. KRAFT to wciąż nowość na rynku wydawniczym, magazyn o designie i polskim rękodziele, stworzony właśnie przez Maćka Podgórskiego i Malikę Ledeman, których miałam przyjemność poznać w zeszłym roku, zanim KRAFT trafił na półki sklepowe i pochwalę się, że moje dwa artykuły trafiły do drukowanych wydań magazynu plus dwa mniejsze felietony znajdziecie na ich stronie. Stąd jest to projekt bardzo bliski mojemu sercu. W dzisiejszym odcinku poznajemy historię powstania KRAFTU, mówimy o tym dlaczego warto zgłębiać temat świadomego podejścia do zakupów i przedmiotów. Pytam Maćka o to, gdzie w 21 wieku jest miejsce dla mediów drukowanych oraz jaką przewagę nad multimediami mają treści analogowe, bo zgadzamy się co do tego, że w świecie zabiegania i zgiełku informacyjnego niezbędne jest szukanie wyciszenia i uważności. Porozmawiamy też o tym jak ważne jest opowiadanie historii o rzemieślnikach i wspieranie lokalnych twórców oraz jak odnaleźć autentyczność w dobie reklam i greenwashingu. Obejrzyj na YouTube: Strona KRAFT: Maciej Podgórski na Instagramie: Zamów wybrany numer lub prenumeratę: Moje artykuły: Transkrypcja: Odcinek 78 Karolina: Maciek, bardzo się cieszę, że udało się nam spotkać na nagranie. Zacznę od tego, że siedzisz w branży prasowej. W ogóle nie wiem czy jest to dobre stwierdzenie. Zastanawiałam się czy istnieje coś takiego jak branża prasowa? Dobrze to ujęłam? Może bardziej wydawnicza? Maciek: Też się cieszę, że się dzisiaj spotkaliśmy. Miło mi, że zostałem zaproszony. Można powiedzieć, że jest coś takiego jak branża prasowa. To jakby część branży związanej z mediami, natomiast prasa jest jej wycinkiem, więc myślę, że branża prasowa to dobre określenie. Siedzę w tym, ale nie chcę się zamykać tylko na prasę. Karolina: Zostańmy na chwilę przy prasie, bo ostatnio dużo się mówi, że media drukowane, media papierowe powoli odchodzą do lamusa. Ludzie jednak przestają czytać i wolą kupować multimedialne wersje magazynów, książek lub czytają rzeczy w internecie. Czy z Twojej perspektywy, z Twojego doświadczenia rzeczywiście ten rynek ginie? Maciek: Na pewno jest tak, że ten rynek w jakimś stopniu się kurczy dlatego, że internet go zwyczajnie wypiera i nie ma co z tym dyskutować, bo są to fakty. Pewne jest to, że istnieje pewien rodzaj prasy czy mediów drukowanych, które nie giną, a nawet powiedziałbym, że rosną i są to niszowe media. To, co jest istotne to eksperckość rzeczy, tekstu czy kontentu, który się pojawia w tych mediach drukowanych. Nie chciałbym rzucać nazw konkretnych wydawnictw, natomiast mieliśmy ostatnio w Polsce sytuację, gdzie dwa magazyny się zamknęły czy są w trakcie zamknięcia i wynika to z prostej przyczyny. Kontent, który był dostępny w tych magazynach czy w tej prasie był to kontent, który jest dostępny za darmo w internecie. W związku z tym, dlaczego mamy płacić za prasę? Karolina: Dostępny przez wydawnictwo? Maciek: Nie, po prostu nie są to treści eksperckie. Są to treści dostępne na wielu witrynach, na wielu portalach medialnych: Wirtualnych Polskach, Onetach, Pudelkach, więc tego typu magazyny mają dziś małą szansę na to, żeby zaistnieć i przetrwać. Korzystamy z telefonów, z tabletów, gdzie mamy olbrzymi dostęp do różnego rodzaju mediów i wydaje mi się, że tego typu prasa traci na znaczeniu. Jest też obszar prasy i mediów drukowanych, który niesie za sobą eksperckość i unikatowość swojej treści, który nie zostanie wyparty. Tym bardziej, jeżeli są to media, które mają treści cięższej wagi. Widzimy, że ludzie po pracy nie chcą spędzać zbyt dużo czasu przed ekranem i uciekają do mediów analogowych, czyli powiedzmy drukowanych. Jeżeli mamy ciężki tekst, który waży czterdzieści czy trzydzieści tysięcy znaków, to kiedy widzimy w internecie, że jest do przewijania, do scrollowania przez długi czas, to nie jesteśmy super chętni, żeby go czytać. Rola mediów drukowanych jest mniejsza, niż miało to miejsce w przeszłości, ale wydaje mi się, że nie umrze i nie zginie. Dlatego powstał 'Kraft’. Karolina: Wrócimy jeszcze do 'Kraftu’. Ciężko jest nam czytać na telefonie coś, co jest długie. Mówi się też, że ludzie co raz mniej czytają blogi. Moim zdaniem fajnie się to łączy, bo ja obserwując siebie rzadko czytam jakieś długie teksty w internecie, ale gdy mam magazyn lub książkę, to absolutnie mi to nie przeszkadza. Moim zdaniem przyzwyczailiśmy się, że te treści są bardzo mocno instant, czytamy na telefonie krótką notatkę, krótki wpis i nie chce się nam przyjmować dłuższych treści. Maciek: To jest tak, że dziś jesteśmy przyzwyczajeni do tego, żeby w internecie nie tracić czasu na długie treści. Bardzo często dlatego, że jesteśmy w pracy przez osiem godzin i powiedzmy, że jesteśmy w stanie znaleźć chwilę czasu, żeby sobie coś przescrollować na telefonie albo szybko wejść na jakieś media społecznościowe z poziomu komputera i przelecieć sobie przez dwie minuty, ale za chwilę musimy zabrać się za naszą pracę, więc nie mamy czasu na to, żeby czytać te treści. Nasz mózg jest przyzwyczajony do tego, żeby ułatwiać sobie dawkę wiedzy, którą będzie dla nas tekst, ale też zdjęcie z krótkim opisem. Wydaje mi się, że dlatego Instagram mocno wypiera teraz Facebooka, bo jest to łatwiejsza dawka dla naszego mózgu i jesteśmy w stanie dostać większy wycinek informacji scrollując kilka zdjęć z opisami, niż przeglądając Facebooka, gdzie mamy podlinkowane jakieś artykuły czy dłuższe wypowiedzi. Wydaje mi się, że dlatego blogi w wersjach internetowych są mniej czytane. Mamy jeszcze podcasty, do których dostęp jest darmowy. Mamy takie czasy, gdzie wszyscy się spieszą. Jeżeli mamy możliwość ułatwienia sobie otrzymywania informacji i założenia słuchawek w drodze do pracy i włączenia podcastu, w tramwaju, w samochodzie czy idąc na pieszo versus patrzenie w ekran i czytanie bloga, to wydaje mi się, że wybierzemy podcast. Dlatego jest taka fala wznosząca dla podcastów, a blogi idą w dół. Karolina: Interesującą kwestią jest to jak zmieniają się media społecznościowe. W kontekście filmów na Youtube wydaje mi się, że jednak lepiej oglądają się krótkie i dynamiczne treści. Kiedy prawie dwa lata temu wpadłam na ten pomysł i zakładałam podcast, to wiele osób mówiło: kto będzie Cię słuchał przez godzinę? To jest mega długie, a ludzie najchętniej oglądają czteroipółminutowe filmy. Ale to jest już inne medium i służy nam w inny sposób, bo Youtube jest trochę jak Instagram, a podcast jak artykuł w magazynie. Zgodziłbyś się z tym porównaniem? Maciek: Na pewno na wszystko jest miejsce. Na Youtube masz miejsce na filmiki ośmiominutowe i masz miejsce na filmiki godzinne, ale też na dłuższe treści. Jest taka grupa użytkowników, która puszcza sobie wieczorem ośmiominutowy kontent i chce się wyluzować czy posłuchać czegoś lżejszego, a jest grupa docelowa, która chce czegoś dokumentalnego, co da im zastrzyk wiedzy. Wiadomo, że w osiem minut ciężko jest rozwinąć dany temat na tyle mocno, żeby komuś dostarczyć dużą dawkę wiedzy, natomiast przez godzinę jest na to czas czy to przez podcast czy zrobienie vloga na dany temat. Wydaje mi się, że podobnie jest z tematem tekstów i prasy. Jest miejsce na to, żeby były krótsze treści, które wrzucamy na stronę www i osoby, które szukają mniejszych treści mogą je sobie znaleźć. Jeżeli chodzi o dłuższą treść, to tylko analogowo, żebyśmy mogli sobie zacząć i łatwo do tego wrócić. W internecie często jest tak, że zaczynamy coś czytać i za chwilę ktoś odwróci naszą uwagę i już do tego nie wracamy. Skaczemy po stronach internetowych, skaczemy po kanałach i często nie wracamy do tego, co zaczynamy czytać, a okazuje się to za długie, żeby skończyć w danym momencie. Karolina: I wtedy odpowiedzią może być czasopismo, magazyn. Powiedziałeś, że teraz lepiej jest iść w treści eksperckie i to jest to, czego szuka współczesny czytelnik i co może pomóc mediom drukowanym przebić się w obliczu tego zalewu informacjami z zewsząd na różnych platformach. Jeżeli wejdziesz teraz do kiosku czy do księgarni, to tych magazynów jest mnóstwo. Czy rzeczywiście nadal są nisze w sytuacji, w której wydaje się, że jest gazeta na każdy temat? Gdzie znaleźliście Wasze miejsce w tym świecie prasy? Maciek: Z nami było trochę tak, że nie był to pomysł na biznes, że stwierdzamy, że jest teraz nisza, w którą trzeba wejść, bo jest to dobry interes. Założyliśmy wydawnictwo, bo nie mieliśmy co czytać i stąd zrodził się pomysł, żeby wejść w taki tytuł jak 'Kraft’. Jest dosyć specyficznym, niszowym magazynem, ale tak jak mówisz, dzisiaj jest miejsce na wszystko. W salonie z kolportażem jest dzisiaj masa magazynów: od technicznych, po hobbistyczne o gotowaniu czy szydełkowaniu. Na wszystko jest miejsce, wszystko się sprzedaje i ma swoją niszę. Jeżeli chodzi o nas i nasz pomysł, to wynikało z naszej potrzeby, bo nie mieliśmy czego czytać. Kiedyś byłem fanem takiego magazynu 'Mailman’, który po prostu miał bardzo fajne treści dla facetów, ale nie tylko. Był po prostu bardzo dobrze dziennikarsko przygotowany. W Polsce naprawdę brakowało mi takiego magazynu, który by się dobrze czytał i miał dużo treści, że jak wsiadam w pociąg, to przeczytam go w jedną stronę i dalej będę go czytał w drugą stronę i te treści mnie nie zanudzą. To był taki bodziec, żeby w ogóle zacząć myśleć o czymś własnym. Karolina: Teraz zapytam tam trochę pod włos, bo wiem, że pracowałeś w branży prasowej i z tego, co wiem, to przez wiele lat byłeś redaktorem naczelnym. Dobrze pamiętam? Ile to było lat? Maciek: Łącznie ponad pięć. Byłem redaktorem naczelnym trzech magazynów, które stworzyłem praktycznie od zera i tak zaczęła się moja przygoda z wydawnictwami. Trafiłem do branży medialnej zupełnie z przypadku, bo moim backgroundem jest branża sprzedażowa i zarządzanie sprzedażą. Trafiłem do wydawnictwa i okazało się, że media drukowane są mi bardzo bliskie i jest to coś, co dalej chciałbym robić w swojej karierze. Akurat okazało się, że mam też smykałkę do tworzenia nowych mediów, więc te pierwsze magazyny stworzyłem dla wydawcy, dla którego w tym momencie pracowałem. Stwierdziłem, że kolejny, który będę zakładał chciałbym założyć pod własnym wydawnictwem. Tak też zrobiliśmy razem z Maliką, która ze mną pracowała przy dawnych projektach. Karolina: Pracowałeś na wysokim stanowisku, więc zakładam, że masz dużą autonomię jeżeli chodzi o to jak powstaje ten magazyn, ale z jakiegoś powodu czegoś musiało brakować tym projektom, a teraz wnioskujesz, że one nie były Twoje jeżeli chodzi o samą genezę. Maciek: To było zupełnie co innego dlatego, że wydawnictwo, dla którego pracowałem tworzyło głównie, powiedzmy w dziewięćdziesięciu procentach magazyny 'b2b’, czyli magazyny skierowane głównie do biznesu, magazyny eksperckie takie, które docierają do konkretnych osób, na konkretnych stanowiskach w danej branży. Pisaliśmy eksperckie treści, ale skierowane do biznesu i nie było to 'b2c’. Zawsze chciałem robić magazyny 'b2c’. Karolina: ’b2c’, czyli business to consumer. Maciek: Dokładnie, czyli dla Kowalskiego, który może być potencjalnie zainteresowany naszymi treściami albo jeżeli będziemy chcieli sprawić, żeby tymi treściami był faktycznie zainteresowany, czyli nie chcemy tak do końca docierać do biznesu. Karolina: W takim razie jak w ogóle zrodził się pomysł na 'Kraft’? Maciek: Wszystko zaczęło się od tego, że współpracowałem przy jednym z projektów z Maliką Ledeman, która aktualnie jest redaktor naczelną 'Kraftu’. Jako były szef przeprowadzałem z nią rozmowę roczną. W takim dużym wydawnictwie, trochę jak w korpo przeprowadza się z pracownikami roczne rozmowy. Gdzie widzisz siebie za pięć lat? Jak Ci się pracuje? Co byś zmieniła? Podczas jednej z takich rocznych rozmów padło pytanie: Malika, gdzie widzisz siebie za pięć lat? Bez ogródek powiedziała mi, że chciałaby mieć swój magazyn 'b2c’, który będzie się zgrywał z moimi zainteresowaniami. Nie zachowałem się jak zwykły szef i nie zapytałem czemu nie chce dalej rozwijać kompetencji i wspinać się po szczeblach kariery. Powiedziałem jej, że też chyba mam taki plan, miejmy otwarte głowy i faktycznie o czymś pomyślmy. Tak to się zrodziło. Mam wrażenie, że było to trochę pół żartem, pół serio do momentu, kiedy faktycznie w mojej głowie pojawił się pomysł 'Kraft’. Pomyślałem, że bardzo mnie interesuje branża wytwarzania, rzemieślnictwa, ale też wytwarzania w sposób zrównoważony. Tak naprawdę należało to do moich zainteresowań, ale nie miałem źródeł, z których mogłem czerpać. Były źródła internetowe i są w dalszym ciągu, ale potrzebowałem czegoś analogowego, z czego mógłbym korzystać. Mam wrażenie, że inny jest odbiór magazynów analogowych, niż tego co mamy w internecie. Stwierdziliśmy, że jest to coś, co chcielibyśmy robić i powstał pomysł jak ma to wyglądać. Spędziliśmy wiele nocy nad tym, żeby opracować koncepcję tego magazynu, o czym chcemy mówić ludziom, jakie będą założenia. Powiedzieliśmy A, więc trzeba było powiedzieć B i otworzyliśmy spółkę, swoje wydawnictwo i działamy. Karolina: Powiedziałeś, że narodził się 'Kraft’. Chodzi o hasło, o słowo? Zaczęło się od niego? Maciek: Na dobrą sprawę, to wiedzieliśmy, że chcemy pisać o wytwarzaniu, a z wytwarzaniem kojarzy się nam 'craft’, czyli rzeczy kraftowe wykonywane pracą ludzkich rąk. Nie chcieliśmy robić 'Kraft’ przez 'c’ bo bardzo stawiamy w tym magazynie na polskich rzemieślników i polskie rozwiązania, więc chcieliśmy, żeby było to przez 'k’, bo czuliśmy, że będzie to bardziej nasze. W ten sposób podeszliśmy do tematu. Najpierw chyba narodziło się w mojej głowie, żeby było o tematach rzemieślniczych, związanych z wytwarzaniem, z równowagą, a później wpadliśmy na to, żeby był to 'Kraft’ przez 'k’. Następnie wpadliśmy na pomysł, że 'Kraft’ łączy się z wieloma tematami, więc będzie to spójne, jeżeli zrobimy to pod jednym szyldem i w jednym wydawnictwie. Tak też zrobiliśmy. Karolina: Jakie macie działy w 'Krafcie’? O czym mówicie? Ktoś mógłby stwierdzić, że jest to magazyn o polskich rzemieślnikach, o wytwarzaniu rzeczy i może w ogóle mnie to nie interesuje. Tak jak mówisz, idzie za tym o wiele więcej i jest to też taki światopoglądowy magazyn. Maciek: Nie wiem czy wymienianie działów będzie dobre, bo nasze działy są niedosłowne i jest to trochę gra słów. Może lepiej będzie jak opowiem o czym piszemy i jaki jest przekaz 'Kraftu’. Rzemieślnictwo to punkt wyjściowy, natomiast wiąże się to mocno z równowagą i ze zrównoważonym wytwarzaniem, ze zrównoważonym życiem. Jesteśmy otoczeni przedmiotami. Tak jak tutaj siedzimy, tam gdzie idziemy, to wszędzie pojawiają się jakieś przedmioty, a jeżeli pojawiają się przedmioty to pojawiają się zakupy i wytwarzanie. Dzisiaj, w dobie problemów związanych ze zmianą klimatu i tego, że nie idziemy w zbyt dobrym kierunku jako ludzkość wydaje mi się, że trzeba głośno mówić o tym w jaki sposób nie wpływać negatywnie na dalsze zmiany i robić coś dobrego. Tak naprawdę możemy wiele zmieniać małymi kroczkami i wydaje mi się, że w tym jest całe clou. 'Kraft, rzemieślnictwo i wytwarzanie jest bardzo mocno związane z tym, żeby robić to we właściwy sposób. Codziennie robimy zakupy, dokonujemy wyborów i ważne jest to, żebyśmy dokonywali ich w sposób świadomy. W 'Krafcie’ dużo miejsca poświęcamy na temat świadomości zakupowej, próbujemy tłumaczyć ludziom co jest godne uwagi, a co nie do końca, na co zwracać uwagę przy swoich zakupach. W momencie kiedy wszystkie działy marketingu i PR-u w dużych firmach zdały sobie sprawę, że trend eko jest super ważny, to nagle na wszystkich opakowaniach napisane jest 'eko produkt’, co nie do końca jest zgodne z prawdą. Chcemy ten mit trochę obalać, chcemy edukować ludzi i pokazać, że nie warto wierzyć we wszystko do końca, bo nie tędy droga. To, że wszyscy napiszą, że mają produkty eko i są biodegradowalne, to nie zawsze tak niestety się dzieje. Świadomość zakupowa, to jeden z filarów, na których 'Kraft’ się opiera. Karolina: Ciekawe jest też, że Wasz podtytuł, jeżeli go dobrze wypowiem, jest 'Rzeczy o ludziach, ludzie o rzeczach’, tak? Maciek: Bardzo dobrze! Karolina: Parę razy przeglądałam, więc powiedzmy, że zostało w głowie. Ktoś może uznać, że jest to trochę sprzeczne, że mówicie i zrównoważeniu i o odpowiedzialnym kupowaniu, a drugiej strony piszecie o rzeczach, czyli de facto, to o tym co napędza konsumpcję. Ludzie muszą zobaczyć, że zakupy są zakupom nie równe. Tak jak powiedziałeś, otaczamy się rzeczami i każdy z nas potrzebuje stołu. Oczywiście byłoby fajnie, gdyby każdy mógł wziąć sobie ten stół ze sklepu z antykami lub w ogóle ze śmietnika i byłoby to bardzo zrównoważone, ale umówmy się, że trzeba myśleć racjonalnie. Potrzebujemy stołu i fajnie, że jest medium, które skłoni nas do refleksji skąd go wziąć. Jeżeli kupimy go w sklepie 'X’, to będzie to miało takie konsekwencje dla planety czy dla lokalnych wytwórców, a jeżeli skorzystamy z usług kogoś, kto tworzy w sposób zrównoważony, to możemy w ten sposób napędzać gospodarkę, bo też jest to ważne, żeby ekonomia dalej się rozwijała, ale wtedy inwestujemy te pieniądze w lepszy sposób. Macie takie zarzuty, że w jaki sposób ma to być zrównoważone, skoro nadal jest konsumpcja? Czy też jasno głosicie czym jest w Waszym rozumieniu świadome kupowanie? Maciek: Nie dajmy się zwariować. Żyjemy w takim świecie, gdzie jesteśmy sterowani przez marketing. Działy reklamowe są w stanie wpłynąć na nasze decyzje i tracimy trochę nad tym kontrolę. Ważne, żebyśmy mogli tę kontrolę w jakiś sposób odzyskać. Nie możemy nagle stać się pustelnikami i zamieszkać w chatce w lesie, będziemy samowystarczalni i nie będziemy musieli niczego kupować. Kupujemy codziennie i wydaje mi się, że trudno od tego uciec, bo mamy jakieś potrzeby. W XXI wieku straciliśmy trochę zdolność do wytwarzania i naprawiania rzeczy samodzielnie. Pamiętam, że mój dziadek naprawiał absolutnie wszystko mimo, że był niewidomy. Jak się zepsuło żelazko, to je naprawił, bo miał wykształcenie związane z elektryką. Potrafił też naprawić pralkę, ale te przedmioty były robione w ten sposób, że domowymi sposobami dało się je naprawić. Dzisiaj mamy wszystko tak nafaszerowane elektroniką i tworzone w taki sposób, żeby się po jakimś czasie psuło i żebyśmy nie byli w stanie naprawić tego w domu. Wydaje mi się, że mamy kontrolę nad rzeczami, które kupujemy i jeżeli będziemy dokonywali świadomych decyzji, to będziemy sprawiali, że przedmioty będą się mniej psuły, bo będą lepszej jakości, być może będziemy je w stanie samodzielnie naprawić. Mam nadzieję, że społeczeństwo będzie szło w tym kierunku. Widzę, że przedszkola i szkoły podstawowe nastawiają się z powrotem na to, żeby na technice uczyć się naprawiania i tworzenia czegoś własnymi rękami. Karolina: Albo nawet gotowania, bo tego też już nie umiemy. Maciek: Tak jak mówię, potrzebujemy tych przedmiotów. Nasze decyzje tak naprawdę znaczą dzisiaj wszystko. Sam przez wiele lat żyłem trochę w pułapce patrząc na wszystko portfelem. Trzeba sobie powiedzieć, że lepsze przedmioty, wytwarzane bardziej kraftowo są droższe, ale trzeba sobie zrobić w głowie prostą kalkulację. Sam żyłem kiedyś w takim przeświadczeniu, że nie będę wydawał sto pięćdziesiąt złotych na T-shirt, bo to drogo, więc kupię w sieciówce T-shirt za czterdzieści złotych czy pięćdziesiąt, to zaoszczędzę. Tak nie jest. Wydawałem pięćdziesiąt złotych na T-shirt, który po kilku praniach ulegał zniszczeniu, tworzyły się mikro dziurki, które się powiększały i po dwóch czy trzech miesiącach kupowałem kolejny. Tak naprawdę wydanie stu pięćdziesięciu złotych na koszulkę może wydawać się: co za burżuj! Wydał sto pięćdziesiąt złotych na T-shirt! Tak naprawdę jestem w stanie na tym zaoszczędzić, bo chodzę w tym T-shircie dwa lata lub więcej, więc jest to prosta kalkulacja. Z jednej strony zaoszczędziłem, a z drugiej strony miałem jeden T-shirt, czyli nie przyczyniłem się do produkcji kolejnych śmieci. Trzeba sobie to powiedzieć: to są śmieci. Decyzje zakupowe często wpływają na zasobność naszego portfela, a z drugiej strony nie generujemy tak dużo śmieci, więc 'Kraft o ludziach, ludzie o rzeczach’. Opowiadamy historie, które stoją za przedmiotami, historie ludzi, którzy te przedmioty wytwarzają. Mnie na przykład interesuje jak powstaje dana rzecz i fajnie jest kupić coś z duszą, gdzie ktoś robi to z pasją i robi to w stu procentach siłą swoich dłoni i jest to po prostu dobra rzecz, którą masz w domu. Wychodzę z założenia, że lepiej zainwestować w rzecz, która naprawdę będzie służyć nam długo w domu, niż kupować śmieci. Karolina: Super, że o tym mówisz, bo ostatnio miałam taką refleksję, że bardzo wiele rzeczy, które nas otaczają bierzemy za pewnik. W ogóle nie podważamy tego skąd się wzięły. Czułam się trochę jak małe dziecko, które odkrywa świat. Pamiętam, że siedziałam na kanapie i myślałam ile różnych procesów i czynników wpływa na to, że ta kanapa jest teraz u mnie. Tyle było różnych kanałów produkcji czy dystrybucji różnych części od pierwszego włókna, wiadomo też, że nogi zrobione są z czegoś innego, a ja po prostu mam kanapę. Poszłam do sklepu i w sklepie była kanapa. Tak samo jak kupujemy kawę. Klikamy przycisk i kawa się robi. Kiedyś chyba przytaczałam w podcaście rozmowę z moją babcią, która narzekała na ceny kawy w jakimś markecie i ja mówię: babciu, kupiłaś to w sklepie i ta kawa musiała przyjechać do Ciebie z drugiego końca świata i chcesz, żeby kosztowała trzy pięćdziesiąt, to co ma z tego plantator, który z tego żyje? Oczywiście z całym szacunkiem do mojej babci, ale jest to też różnica pokoleń i zupełnie inne czasy w jakich żyjemy. Wydaje mi się, że jesteśmy teraz w tak uprzywilejowanym miejscu, gdzie mamy wszystko o czym marzymy podane na złotej tacy i ja czuję się w obowiązku, żeby chociaż dowiedzieć się do czego przyczyniam się swoimi wyborami. Mam wrażenie, że na ludziach sprawdza się czynnik osobisty, czyli opowiadanie historii o tym, kto to stworzył. Wtedy przestaje być to anonimowe i surowiec nie jest materiałem, z którego coś tworzymy tylko jest to dzieło czyjejś pracy i chętniej to wspieramy. Właśnie dlatego przedstawiacie w 'Krafcie’ konkretnych ludzi, którzy stoją za daną marką, za danym przedsięwzięciem? Maciek: Tak. Te historie są z naszej perspektywy absolutnie ważne. Chcemy opowiadać, kto stoi za wytworzeniem danych rzeczy. Te historie bardzo często są ciekawe i wydaje mi się, że tworzenie z pokolenia jest bardzo interesujące dlatego też chcemy o tym mówić. To jest coś, co zanika i w Polsce brakuje fachowców, bo wiedza nie jest przekazywana i młode pokolenie bardzo często nie było tym do końca zainteresowane. Widzimy, że ten trend się odwraca i z powrotem idziemy w tym kierunku. Mam wrażenie, że wracamy do rzeczy, które były kiedyś, bo jako ludzkość trochę poszliśmy w takim kierunku, że nie do końca wszystko się sprawdza. Mówiąc jeszcze o filarach, na których stoi 'Kraft’ to poza rzemieślnictwem, opowiadaniem historii o przedmiotach, o wytwarzaniu i o równowadze, to równowaga skupia się z jednej strony na kupowaniu przedmiotów i na decyzjach zakupowych, a z drugiej strony na wytwarzaniu, czyli opowiadani tych historii: co dlaczego warto kupować i na co zwracać uwagę przy decyzjach zakupowych, zarówno jeżeli chodzi o odpowiedzialna modę, o architekturę jak i o przedmioty codziennego użytku. Tych aspektów jest wiele, bo zakupy, które pojawiają się w życiu codziennym rozbijają się o wiele różnych rzeczy. Kolejnym tematem, o którym wspominamy w 'Krafcie’ jest wrzucenie na luz. Wiadomo, że dziś, w XXI wieku dużo pracujemy i podpowiadamy rzeczy, które można robić, aby dać jeden bieg niżej i się wyluzować. Robimy też reportaże z ciekawych miejsc w Polsce, które można odwiedzić, żeby się zapomnieć i zgubić, a nie cały czas być w toku pracy, codziennie otwierać laptopa, nawet w wieczornych godzinach, bo jest jakiś projekt do zrobienia. Jesteśmy też bardzo mocno zmęczeni, przepracowani, więc warto znajdować takie miejsca, które są zupełnie odcięte i mocno alternatywne, więc też o tym piszemy. Stawiamy też na metody medytacji, obecności w danej chwili, bo 'Kraft’ to też obecność i życie w filozofii 'slow’. Karolina: Nie jest tak, że jak popłynęliśmy na fali konsumpcji, to tak samo jest w przypadku naszej psychiki? Bo tak bardzo chcieliśmy stymulować się z każdej strony, dowiadywać się, być na bieżąco i być w kontakcie, że ludzie odbili się od ściany i mówią: okej, to teraz muszę zacząć robić mniej. Jesteśmy w takim momencie, gdzie na wielu sferach życia musimy robić zwrot i przewartościować to, jak żyliśmy do tej pory. Maciek: Mam wrażenie, że dziś jesteśmy trochę w takim miejscu, że ludzie zaczynają się budzić i otwierać oczy na pewne tematy. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy w kołowrotku dla chomika, pędzimy i nie wiemy do końca jak się zatrzymać, bardzo dużo pracujemy, moja kariera się rozwija, ale nie daje mi to szczęścia i spełnienia, więc co muszę zrobić, żeby było mi dobrze? Wydaje mi się, że świadomość jest bardzo ważnym aspektem w osiągnięciu spokoju ducha i równowagi, bo jeżeli nie mamy równowagi, to nie będziemy szczęśliwi. Chcemy o tym mocno mówić i mocno to podkreślać, żeby się nie zapędzić w kozi róg. Karolina: A co Tobie daje taką równowagę? Maciek: Natura i spacery po lesie czy biwaki. Wiadomo, że mając wydawnictwo, chociaż nie jest to wielkie wydawnictwo, w którym pracuje dwieście pięćdziesiąt osób nad jednym projektem, tylko tak naprawdę kilka osób, to dużo się pracuje, a jeszcze więcej, jeżeli się nim zarządza. Wiadomo, że czasami łapiesz się na tym, że robisz więcej, niż kiedyś, ale mamy misję, więc to nas w fajny sposób napędza. Natomiast, aby nie dać się zwariować, to uciekam w naturę, czyli biorę swoją żonę Joannę do lasu, robimy kilkugodzinny, długi spacer albo robimy sobie biwak w lesie. Uwielbiam zimowe, hardcorowe biwaki, które sprawiają, że nie martwisz się o pracę i o poniedziałek, tylko martwisz się czy uda się rozpalić ognisko i ogrzać przed pójściem spać i to na pewno strasznie ładuje baterie. Jest też japońska filozofia 'shinri-yoku’ czyli spacerów, a tak naprawdę kąpieli leśnych, które sprawiają, że poziom kortyzolu spada, luzujesz się i ładujesz baterie po przez przebywanie w zieleni. Fotografia i robienie zdjęć jest też jednym z takich sposobów na to, co daje mi relaks. No i ukulele. Karolina: Czy to jest jakaś nowa zajawka? Maciek: Dostałem od Asi na urodziny i sobie brzdąkam. Co prawda mam jedną melodię, którą katuję już chyba od trzech miesięcy i Asia już nie może tego słuchać. Muszę jeszcze tylko powiedzieć, że jak gram na ukulele, to jestem obecny dokładnie w tej chwili. Widzę, że po dwudziestominutowym graniu na ukulele jestem dużo bardziej zrelaksowany, bo nic dodatkowo mnie nie bodźcuje. Jak gram, to gram. Karolina: To się właśnie sprowadza do obecności w kontekście aktywności, które nie dają nam innego wyjścia jak tylko skupić się na tym w stu procentach, bo inaczej nie wyjdzie. Uważam, że jest to piękne. Ostatnimi czasy dochodzę do tego, że nawet jeżeli to coś nie jest dla mnie szczególnie ekscytujące, bo to ćwiczenie czy aktywność nie musi być wow, to po jej wykonaniu czuję lekkość. Tak samo miałam jak byłam na nartach, były trudne warunki i wiedziałam, że jak nie będę maksymalnie skupiona na każdym mięśniu w moim ciele, to się wywalę i nie zjadę. Robiąc to nie myślałam, że męczę się na tym stoku tylko czułam, że dało mi to totalną regenerację, na przykład jak przespana noc. Polecam znaleźć sobie takie rzeczy. Maciek: ’Kraft’ w wersji papierowej powstał też dlatego, żeby dać nam ten odpoczynek. Kiedy wsiadam na kilka godzin do pociągu i wiem, że nie mam akurat czegoś do zrobienia na komputerze, to bliżej jestem wybrania treści analogowej na papierze, niż treści w komputerze. Staram się wtedy schować telefon bardzo głęboko. Często też widzę osoby w pociągach, które czytają książkę, mają ją otwartą, ale co chwilę robią coś na telefonie i to strasznie mocno bodźcuje. Jak robisz coś na komputerze, coś czytasz, to widzisz, że na Facebooku pojawia się jakaś karta i cały czas coś się dzieje, więc wydaje mi się, że treść analogowa daje poczucie obecności i jesteś w tym miejscu. Jeżeli faktycznie wyciszysz sobie telefon i skupisz się na tekście, to jesteś w stanie zdecydowanie bardziej się zrelaksować czytając treść analogową. Dosyć długo wybieraliśmy też papier do 'Krafta’, żeby odczucie magazynu było wielopoziomowe. Nie odbierasz go tylko wzrokiem, ale też dotykiem. Wiele osób zwraca nam uwagę na to, że papier jest cudowny w dotyku, że cudownie pachnie i czuć druk. Nie wiem czemu tak się dzieje, ale mam pociąg do zapachu papieru, kojarzy mi się z wytwarzaniem czegoś w sposób kraftowy. Karolina: Nie mogę Cię o to nie zapytać. Z jednej strony zrównoważony rozwój, dbanie o planetę i magazyn drukowany. Nie jest to żadnego rodzaju zarzut, bo ja sama lubię i kupuję drukowane rzeczy, ale po prostu ciekawi mnie jak do tego podchodzicie, w jaki sposób przyczyniacie się do dbałości o planetę jednocześnie drukując coś nowego i jest to w zgodzie z Wami. Jak to prezentujecie światu? Maciek: ’Kraft’ wydawany jest na papierze, który pochodzi w stu procentach ze zrównoważonych źródeł. Nie ma z tym żadnego problemu dopóki nie przyczyniamy się do wycinki lasów. Jest to papier, pochodzi z naturalnego surowca, natomiast mamy wszystkie potrzebne certyfikaty, więc mogę tworzyć ze spokojem ducha. Nie chciałbym chyba robić tylko i wyłącznie treści internetowych z tego powodu, że dla mnie istotny jest powrót do papieru, do treści analogowych dlatego, że one zupełnie inaczej bodźcują, dają pozytywny relaks. Widzę też po sobie jaką mam jakość snu, jeżeli przed snem sprawdzam jakieś rzeczy na telefonie, to budzę się zdecydowanie mniej wypoczęty i mam problemy z zaśnięciem. Widzę też jak jest gdy czytam książkę. Przychodzi taki moment kiedy robię się bardzo śpiący, odkładam książkę i zasypiam. Jakość snu jest zupełnie inna, kiedy czytamy treść analogową, niż kiedy czytamy coś w wersji cyfrowej. Mam wrażenie, że dziś ludzie lubią papier. Mieliśmy taki moment, kiedy był boom na e-booki i wszyscy nagle mieli Kindla lub jakiś inny e-book, którego nie jestem przeciwnikiem. Poziomy sprzedaży e-booków spadły, a wzrósł poziom sprzedaży wydawnictw i to bardzo często niszowych wydawnictw, których ludzie szukają. To zupełnie inne doświadczenie, kiedy czytasz coś na e-booku, a zupełnie inne, kiedy masz w dłoni papier i ten szelest papieru – piękna sprawa. Do tego słuch, dotyk i zapach, więc możesz doznawać czytania na wielu poziomach. Karolina: Zupełnie się z Tobą zgadzam i zadałam to pytanie, dlatego, że sama często jestem o to pytana w kontekście moich wyborów i mojego 'Codziennika’, który wydałam. Powstał z papieru ze specjalnych upraw, hodowli, chociaż hodowle, to chyba nie jest dobre słowo w kontekście papieru. Maciek: Hodowla drzew. Karolina: Wychodzę z takiego założenia, że kwestia obrazów czy słów, które są w Twoim produkcie, w 'Krafcie’ czy w 'Codzienniku’ jest ważna, ale otoczka i doświadczenie zmysłowe jest na tyle istotne, żeby było to w trójwymiarowej, fizycznej formie i produkt wiele traci przez to, że jest wpakowany w ekran komputera. Mam to samo jeżeli chodzi o magazyny i lubię wiedzieć objętościowo, gdzie jestem w danym magazynie. Fajnie się kartkuje różnego rodzaju katalogi, a przewijanie tego na iPadzie, to nie to samo. Nie możesz wracać sobie i porównać co jest na początku, co jest na końcu. Maciek: Tym bardziej jeżeli masz długi tekst, to możesz sobie naklejaną karteczką czy zakładką zaznaczyć, w którym miejscu skończyłaś i możesz do tego wracać. W internecie, zaczynając długi materiał, przeczytasz kawałek, potem ktoś zadzwoni, zrobisz coś innego i już do tego nie wrócisz. Myślę, że to na pewno jest jakaś wartość. Pozytywem 'Krafta’ jest to, że praktycznie nie mamy treści reklamowych. Płacisz za sto sześćdziesiąt stron i dostajesz sto sześćdziesiąt stron, gdzie faktycznie masz kontent. Karolina: A nie ulotki. Maciek: Zawsze miałem z tym problem, że wydaję dwadzieścia kilka złotych na magazyn, a osiemdziesiąt procent treści, to treść sponsorowana i nie jestem w stanie zdobyć z tego żadnej wiedzy i informacji, które byłyby obiektywne. To jest dziś problem i tworzenie wydawnictwa w taki sposób w jaki my do tego podchodzimy, czyli bezkompromisowy jest trudna. Chcieliśmy to zrobić między innymi dlatego, żeby pokazać sobie, że można w inny sposób podchodzić do biznesu i skupiać się na właściwym kontencie. Widzimy, że jest to doceniane i mamy nadzieję, że grupa czytelników będzie się cały czas zwiększać. Widzimy, że nasze media społecznościowe i grupa czytelnicza cały czas rośnie, więc zainteresowanie treściami jest. Wierzymy, że jest to dobra droga. Nie chcemy być kolejnym magazynem na rynku, który będzie w głównej mierze skupiał się na treściach sponsorowanych, a nie będzie dawał wartościowego kontentu. Karolina: A to nie jest tak, że odbiorcy przeróżnych treści są trochę zmęczeni tym, że nie mogą ufać swoim ulubionym czasopismom czy stronom. Ludzie bardzo zaczęli podważać wiarygodność mediów. Dużo osób, widzę też po sobie, szuka treści sponsorowanych i podejrzewa wielu twórców o to, że ich treści nie są autentyczne tylko kupione. Przez to zniechęca się i podchodzi do tego sceptycznie. Ludzie chyba lgną do tego, żeby mogli z pełnym zaufaniem otworzyć produkt i wiedzą, że ci ludzie to polecają, oni mówią, że to się sprawdza. Nie wiem jak to wygląda w innych gazetach, nigdy nie pracowałam w żadnym czasopiśmie. Oczywiście reklamy reklamami, ale chyba nie zdajemy sobie sprawy, że tak samo jak w sklepie na półkach są płatne miejsca, to tak samo w magazynie polecany jest dany krem i wcale nie oznacza to, że ten redaktor go poleca, a może oznacza to, że ktoś to wykupił. Maciek: Jest tak, że współprace komercyjne są częścią tego biznesu przynajmniej w naszym rozumieniu i my też współpracujemy z markami komercyjnie. Jest to jeden ze sposobów finansowania wydawnictwa takiego jak 'Kraft’. Nie współpracujemy z markami, których sami nie sprawdzimy wcześniej i których produktów nie znamy. Bardzo selektywnie podchodzimy do współpracy z markami i jest wiele marek, które się do nas odzywają, ale nie ze wszystkim markami chcemy współpracować, bo nie jest to zgodne z ideami, które chcemy głosić, nie jest to zgodne z naszymi wartościami. U nas też zdarzają się treści sponsorowane, ale z mojej perspektywy są to dalej fajne treści. Mamy z kimś współpracę komercyjną, ale tak naprawdę promujemy fajną ideę i promujemy fajny produkt czy też usługę, która jest ciekawa z mojej perspektywy. Jako potencjalny czytelnik też chciałbym o tym wiedzieć i wydaje mi się, że tworzymy produkt, który jest prawdziwy i nasi czytelnicy mają do nas takie zaufanie, że jeżeli coś polecamy, to faktycznie jest to sprawdzone. Nie rzucamy się na każdą komercyjną czy reklamową współpracę i nie będziemy promowali kontentu, który nie jest zgodny z ideami magazynu i z jego treścią. Komercyjne współprace, które się u nas pojawiają są integralną częścią magazynu i mają dużą wartość. Jesteśmy w dobie kontent marketingu i istotne jest, żeby firmy chciały tworzyć ten kontent marketing, bo nie zawsze wszyscy chcą. Nie chcą, bo jest bardzo dużo pracy do wykonania, aby stworzyć coś wartościowego. Karolina: Chodzi o to, że nie jest to strona reklamowa tylko artykuł poświęcony tematyce, która związana jest z daną marką, tak? Maciek: Tak. Nie chodzi o stworzenie artykułu, gdzie napiszemy, że nasze produkty są najlepsze i kupujcie je bo są super i właśnie mamy promocje, więc zachęcamy. Zupełnie nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby tworzyć coś eksperckiego i wartościowego dla czytelnika, co pozycjonuje partnera, z którym współpracujemy jako eksperta w danej dziedzinie. Mamy współpracę w wydaniu, które ukaże się za miesiąc z Janem Barbą, czyli z firmą, która tworzy super fajne kosmetyki naturalne i stworzyli dla nas tekst o tym, w jaki sposób nie dawać się nabierać na greenwashing, czyli na problem nazywania wszystkiego rzeczami eko i naturalnymi, kiedy faktycznie tak nie jest. Będzie to super istotny tekst z perspektywy naszego czytelnika, my też chętnie byśmy go przeczytali. Jana Barbę pozycjonuje jako eksperta, bo są ekspertami w tej branży, więc wszyscy na tym wygrywają i jest to super. Nasz czytelnik dostaje wartościowy kontent, Jan Barba pozycjonuje się jako ekspert, mamy fajny tekst dla naszego czytelnika, więc nie jest to oszukiwanie. Karolina: Czyli jest win-win-win. Maciek: Tak. Moglibyśmy godzić się na współprace: okej, dwie strony kosztują tyle i tyle, proszę sobie napisać co bądź, my to trochę zredagujemy i lecimy – absolutnie nie chcemy w ten sposób działać. Karolina: Nie chodzi o to, żebyśmy teraz krytykowali jakiekolwiek współprace komercyjne. W Waszym świecie i w świecie blogerskim to normalna rzecz i nie próbujmy z tym walczyć. Zarówno twórcy internetowi jak i wydawnictwa są biznesami, które muszę zarabiać i to jest po prostu życie, ale oczywiste jest to, żeby działać w zgodzie ze sobą i pokazywać czytelnikom, że są ludzie, którzy tworzą w zgodzie z tym, w co wierzą, ale jednocześnie umieją to połączyć w ciekawy sposób z biznesem i wszystkie strony mogą na tym skorzystać. Wiele osób wychodzi z założenia, że, aby ktoś zyskał, to ktoś musi przegrać. Jest takie podejście, że panuje ciągła walka. Jeżeli my na tym zarabiamy, to ktoś jest oszukiwany, a wcale tak nie musi być bo jak połączymy siły, to nagle każdy może mieć coś dla siebie i dwa + dwa = pięć. Maciek: Wyprodukowanie dobrego kontentu kosztuje trochę wysiłku, ale wydaje mi się, że warto. Później przekłada się to na zaufanie naszych konsumentów. Firma, która tworzy marketing nastawiony na działanie hasłami: jesteśmy eko, robimy to w naturalny sposób, ale ktoś to sprawdzi, zweryfikuje i okaże się, że to robienie kogoś w konia. Nie jest fajne i łatwo można to wykryć. Mam wrażenie, że mamy konsumentów, którzy są świadomi, dokonują świadomych decyzji, ale mamy też co raz większą grupę takich, co chcą być świadomymi konsumentami, ale nie do końca wiedzą w jaki sposób i i tak naprawdę się budzą, ale jeszcze łatwo ich nabrać tanimi hasłami na etykietach produktów czy kampaniami reklamowymi. Warto, żeby wiedzieli w jaki sposób dokonywać decyzji zakupowych i jak świadomie kupować, żeby robić coś fajnego. Dzisiaj modne jest bycie eko, co jest bardzo fajną modą, ale musimy być czujni, bo są firmy, które nastawione są na to, żeby tworzyć eko produkt, który wcale nie jest eko. Karolina: Tak i wtedy pojawia się e-konsumpcjonizm – chcemy być eko, ale kupujemy dziesięć rzeczy, które są nam niepotrzebne, zaśmiecają ten świat jeszcze bardziej, ale powstają pod wielkim szyldem, że są biodegradowalne. O biodegradowalnych rzeczach też można by poopowiadać. Ostatnio dowiedziałam się, że wiele surowców, które rzekomo mają nadawać się do kompostu zawierają mikroplastik, który jest bardzo szkodliwy dla planety, więc wszędzie, gdzie się nie zajrzy, to ktoś próbuje pokombinować. Warto wrócić do tak prostych rzeczy jak drewno czy papier, to przynajmniej wiemy, że nie ma tam 'ekologicznych dodatków’. Czy Wasi czytelnicy to osoby bardziej świadome czy bardziej budzące się, które szukają informacji? Czy w jakiś sposób też celujecie do ludzi, którzy kompletnie nie są z tego świata, ale chcecie zachęcić ich tym, co znajduje się w środku? Maciek: Bardzo dobre pytanie! Muszę powiedzieć, że tak naprawdę ciężko jest w stu procentach stwierdzić czy nasi czytelnicy to osoby już świadome. Wydaje mi się, że to osoby szukające świadomości. Są już świadome lecz nadal szukają informacji, chcą się interesować i interesują się tą tematyką lub są to osoby, które się budzą, wiedzą, że coś trzeba zrobić, ale nie wiedzą co. Jest jeszcze trzecia grupa docelowa, która interesuje się sztuką czy architekturą w ujęciu zrównoważonym i powiedzmy, że świadomość nie jest do końca tym, czego szukają, ale znajdują to w 'Krafcie’ i dopiero się na to otwierają. 'Kraft’ jest magazynem, w którym jest dużo zdjęć autorskich, dużo fajnych sesji zdjęciowych, informacji i tekstów dotyczących zrównoważonej architektury, więc można też szukać takich tematów u nas w magazynie, a przy okazji dowiadywać się o świadomych zakupach i o rzeczach związanych z filozofią 'less waste’ i 'slow’. Odpowiadając na Twoje pytanie nie mogę z pewnością stwierdzić, że są to osoby w pełni świadome, jeżeli chodzi o zakupy, ale na pewno ten temat jest dla nich interesujący i dlatego sięgają po 'Kraft’. Nie można powiedzieć, że to tani magazyn, bo kosztuje trzydzieści złotych, ale jest kwartalnikiem, więc wychodzę z założenia, że to dziesięć złotych miesięcznie. Nie ma takiej możliwości, żeby tworzyć taki magazyn za mniej, niż trzydzieści złotych, bo to gruby magazyn, w którym w zasadzie nie ma reklam i treści sponsorowanych, więc jest to sto sześćdziesiąt stron wiedzy i pracy dziennikarskiej. Wydaje mi się, że cena jest jak najbardziej adekwatna. Karolina: Myśląc z perspektywy naszych słuchaczy, dla osób, które nie siedzą w świecie zrównoważonej produkcji mogą powiedzieć, że nie wiedzą czy coś w ogóle znajdą dla siebie w tym magazynie. Czy jest on dla wtajemniczonych? Czy jest to na tyle wysoki poziom zaawansowania, że ktoś, kto dopiero zaczyna interesować się rzemiosłem, uważnymi zakupami będzie to dla niego czarna magia? Maciek: Mimo wszystko jest to magazyn lifestylowy, jest to magazyn dla wszystkich, więc jeżeli czujesz, że nie miałaś wcześniej styczności ze światem 'less waste’ czy filozofią powolnego życia, to skosztuj i zobacz czy Ci to odpowiada. To magazyn dla wszystkich osób, które szukają równowagi w swoim życiu. Wydaje mi się, że jest co raz większa rzesza takich osób, bo doskwiera nam przepracowanie i brak balansu w życiu. Wydaje mi się, że treści 'Kraftu’ dedykowane są do sporej liczby osób, które nie tylko wywodzą się ze świata 'eko’, 'less waste’ czy filozofii slow. Karolina: Bardziej chodzi o coś odwrotnego – osoby, które czują klimat eko, odpowiedzialny, ale na przykład myślą sobie, że jest tam dużo artykułów o różnego rodzaju surowcach, meblach, architekturze czy też właśnie dla osób z tej strony spektrum treści związane ze sztuką są przystępne Twoim zdaniem? Maciek: Tak. Pisane są takim językiem, żeby były dostępne dla wszystkich. Jeżeli mamy artykuł poświęcony architekturze, to nie jest to artykuł, który będzie interesujący jedynie z perspektywy architekta lub osoby zajmującej się architekturą. Taki artykuł będzie interesujący dla każdego, jeżeli jesteś osobą, która nie zamyka się bardzo mocno w danej dziedzinie. Taki też mamy feedback i dostajemy informacje od czytelników. Ja sam wielu rzeczy nie wiedziałem i wielu rzeczy się dowiaduję dlatego, że te teksty są pisane przez osoby, które są fachowcami w danej dziedzinie. Karolina: Myślę, że często kluczem przy tworzeniu dla ludzi jest tak naprawdę tworzenie dla siebie. Mówi się też, że w biznesie najlepiej jeżeli Twój produkt odpowiada Twojej potrzebie, która nie jest spełniona przez inny produkt. Jak miałam szesnaście lat i zakładałam kanał, to myślałam sobie, że nie ma w Polsce kanału, który chciałabym oglądać. Moja pierwsza myśl była taka, że chcę stworzyć coś, czego nie ma na polskim rynku, bo nie mam czego oglądać, co nie znaczy, że oglądam swoje filmy, ale taki był mój proces myślowy. Tak samo jest u Was. Mimo, że mamy zalew informacji i mamy w czym wybierać jeżeli chodzi o różnego rodzaju magazyny, to stworzyliście coś, co sami chętnie byście czytali, czytacie i coś, co poszerza Waszą wiedzę. Nie jest też tak, że jesteście ekspertami i przelewacie to na papier, tylko możecie też uczyć się ze swoim odbiorcą. Maciek: Tworzenie magazynu to jest cudowna rzecz – polecam wszystkim. Z jednej strony stworzyliśmy z Maliką produkt, który sami chcielibyśmy kupować, sami chcielibyśmy czytać, a druga rzecz jest taka, że przy tworzeniu poznajemy masę fantastycznych ludzi. Cudowne jest to, że mamy styczność z rzemieślnikami, z osobami, które tworzą, z edukatorami, z autorami książek i jest to super. Bardzo głęboko weszliśmy w temat i widzimy, że jest to bardzo wdzięczna praca. Tworzenie dziennikarstwa na dobrym poziomie, to jest coś absolutnie fajnego. Wydaje mi się, że to jest to, co chcę robić. Karolina: Ostatnie zagadnienie w kontekście tego, że weszliście w ten świat, ale w Polsce. Staracie się, realizujecie to, działacie lokalnie, mówicie o wypadach gdzieś w dzicz w Polsce, działacie głównie z rzemieślnikami, ale nie tylko, bo wiem, że mieliście wywiady zagraniczne. Dlaczego stawiacie na lokalność? Maciek: Zwyczajnie trzeba się wspierać. Z mojego punktu widzenia mamy na polskim rynku wiele fajnych rozwiązań, wiele usług i fajnych produktów, których nie doceniamy, bo patrzymy na Zachód, na Wschód, a wydaje mi się, że mamy całkiem fajny rynek. Jeżeli chodzi o architekturę, o świat 'less waste’, o świat zrównoważony, to jest coraz ciekawiej. Oczywiście nie piszemy tylko o polskich rzeczach. W wydaniu marcowym pojawił się reportaż z podróży z Mongolii. Piszemy też o rozwiązaniach zagranicznych, które można zaimplementować na nasz rynek. Skupiamy się jednak na lokalności, bo zależy nam na tym, żeby wzajemnie wspierać się w tym kręgu w Polsce. Lokalność z naszego punktu widzenia jest istotna, żeby wspierać polski rynek, polskie produkty i nie uważam, żeby były gorsze z tego powodu, że są polskie. Karolina: Jest takie trochę przeświadczenie. Maciek: Mamy taką mentalność, ale wydaje mi się, że ma to swoje korzenie w przeszłości i zawsze myśleliśmy, że jak coś jest niemieckie, to jest dobre i mocne. Jak byłem teraz w Wietnamie, to tam z kolei wszystko co amerykańskie jest dobre. Mają tam masę amerykańskich produktów, bo uważane są za solidne, a u nas mówiło się, że niemieckie jest solidne. Karolina: To jest mega ciekawe. Nigdy nie powiedziałabym, że amerykańskie jest solidne. Wyobrażam sobie scenę z filmu, że ktoś próbuje uderzyć w ścianę i robi dziurę. Maciek: Ja też nie do końca bym tak powiedział, ale w Wietnamie widać, że mają wiele rzeczy, na których napisane jest: 'made in USA’. U nas było tak podobnie w niemieckimi produktami, które uważane były za niezawodne. Karolina: I do tej pory tak zostało. Maciek: Wydaje mi się, że absolutnie nie powinniśmy podchodzić do polskich produktów z jakimkolwiek kompleksem. Uważam, że mamy bardzo dużą siłę w wytwarzaniu i jest coraz większa rzesza rzemieślników wytwarzających rzeczy, które sprzedają się na całym świecie. Jestem za tym, żeby się wspierać. Jest wielu wartościowych twórców, którzy nie do końca wiedzą jak się wypromować, więc też chcemy o nich pisać i pomagać im wyjść na szerszą wodę, bo mają wartościowy produkt czy usługę. Wydaje nam się, że super byłoby gdyby było to szeroko dostępne. Karolina: Myślę, że wielu z nas chciałoby czerpać z tej polskości. Narzekamy, że jest co raz mniej piekarni, ale kupujemy chleb w supermarkecie zamiast wspierać rzemieślników, którzy najzwyczajniej w świecie nie są w stanie się przebić w porównaniu z zalewem tańszych, masowych rozwiązań w sieciowych firmach. To pierwsze skojarzenie, które wpadło mi do głowy. Druga kwestia jest taka, że jeżeli podchodzimy do naszych wyborów pod kątem dbania o środowisko, to na logikę jeżeli coś przyjechało z Polski do Polski, to na start jest bardziej ekologiczne jeżeli chodzi o impakt na nasze otoczenie i planetę. Jeżeli sprowadzimy sobie jakieś najnowsze i najbardziej ekologiczne rozwiązanie zza oceanu, to myślę, że po drodze nazbierało trochę nieekologicznych punktów. Myślę, że fajnie jest spojrzeć na to z szerszej perspektywy. Maciek: Podoba mi się to, co mówisz, bo na temat śladu węglowego piszemy akurat w marcowym wydaniu, które ukaże się za miesiąc. Natomiast o wypiekaniu chleba mamy w wydaniu grudniowym. Są w Polsce takie zawody, na które jest miejsce, żeby robić je w sposób bardziej kraftowy. Jeżeli chodzi o piekarnie to widzę, że otwiera się co raz więcej piekarni kraftowych, gdzie chleb kosztuje trochę więcej, ale w smaku różni się od tego, który mamy dostępny w masowych piekarniach, gdzie jest nastawienie na to, żeby chleb był jak najbardziej przystępny cenowo, a jego jakoś pozostawia trochę do życzenia. Wydaje mi się, że jest wiele takich zawodów, gdzie możemy tworzyć wartościowy produkt, który będzie trochę droższy, ale będzie miał zupełnie inną jakość. Kilka lat temu zetknąłem się z taką piekarnią kraftową jak byłem na Islandii. W Reykjaviku była super piekarnia i jak zjadłem bagietkę, to się zakochałem i stwierdziłem, że otwieram taką piekarnię w Polsce. Oczywiście nie otworzyłem, ale jest to bardzo fajna sprawa i pokazuje, że jeżeli nawet coś jest trochę droższe, bo ta bagietka była trochę droższa, ale tak fantastycznie smaczna, to czuć, że jest zrobione z dobrych składników i warto zapłacić trochę więcej. Karolina: Analogiczna sytuacja do tych T-shirtów. Maciek: Dokładnie tak. Karolina: Na koniec powiedz, gdzie można kupić 'Kraft’. Wiem, że można go też prenumerować. Maciek: Tak, można go prenumerować od tygodnia. W zeszłym tygodniu otworzyliśmy sklep internetowy. Na stronie Karolina: Podlinkujemy, bo to bardzo długi link. [śmiech] Maciek: Super! Tam można zamówić pojedynczy egzemplarz 'Krafta’, ale też archiwalny, bo dużo zapytań mieliśmy o archiwalne wydania. Mam wrażenie, że 'Kraft’ ma dla niektórych wartość kolekcjonerską. Sam się cieszę, że mam pierwszy numer magazynów, które kiedyś kupowałem, bo są ładne i estetycznie wydane. Można jeszcze dostać nasz pierwszy wrześniowy numer w sklepie internetowym. Karolina: To jest super! Moje małe artykuły zostały też gdzieś opublikowane. Maciek: Nie takie małe. Nie bądź taka skromna. Karolina: Dużo osób pytało czy można dostać te archiwalne treści, żeby do nich wrócić. To, co moim zdaniem jest super to to, że nie jest to magazyn, który musisz przeczytać w dzień wydania dlatego, że mówi o aktualnych nowinkach czy plotkach. Oczywiście nie umniejszając takim treściom, bo też mają miejsce w świecie i na półce. Wiem, że nie przeczytałam jeszcze wielu rzeczy z numeru grudniowego, a mamy teraz luty, kiedy to nagrywamy, to wiem, że one się nie przedawniły. Maciek: Dokładnie. Treści 'Kraftu’ nie dezaktualizują się zbyt szybko, więc wydaje mi się, że powrót do archiwalnych wydań jest dobrym pomysłem. Poza dostępnością w sklepie internetowym, można nas też kupić stacjonarnie: jesteśmy w salonach Empik, Inmedio i Relay, ale też w mniejszych, niszowych księgarniach, w koncept storach w większych miastach. Pierwsze dni po otwarciu sklepu internetowego pokazały mi, że jest duże zainteresowanie 'Kraftem’ w mniejszych miejscowościach, gdzie magazyn jest niedostępny, ponieważ nie ma w nich Empiku, Inmedio czy Relay’a, więc magazyn jest zamawiany bezpośrednio do mniejszych miejscowości. Cieszę się, że jesteśmy czytani nie tylko w dużych miastach i wiele to dla mnie znaczy. Chciałem jeszcze tylko powiedzieć, że poza magazynem w wersji drukowanej mamy też stronę internetową, gdzie też wrzucamy treści, które są lżejsze i krótsze, które są dostosowane do internetu, żebyśmy mogli szybko przeczytać jakiegoś newsa. Mamy też media społecznościowe – Facebook i Instagram, na których też publikujemy krótsze teksty, zdjęcia i dajemy linki do naszej strony www, ale ruszamy też z podcastem i myślę, że w ciągu dwóch tygodni pierwszy podcast powinien się pojawić, więc tym kanałem też będziemy chcieli szerzyć wiedzę o polskim krafcie i zrównoważonym życiu. Karolina: Bardzo Wam kibicuję! Dziękuję Ci za rozmowę i trzymam za Was kciuki. Cieszę się, że miałam przyjemność poznać Was na samym początku tej drogi. Widzę jak świetnie się rozwijacie i wierzę, że wiele osób, które szukały tego typu treści zobaczą, że one są. Maciek: Też mam taką nadzieję. Jestem wdzięczny i zadowolony, że mogłem u Ciebie wystąpić. Mam nadzieję, że dalej będziemy działać i wyprodukujesz niejeden artykuł dla 'Kraftu’, bo masz wiele do powiedzenia. Nie tylko zadajesz pytania, ale też na nie odpowiadasz, więc możemy razem działać. Karolina: Bardzo dziękuję! Wszystkiego dobrego, do usłyszenia, hej! Maciek: Dzięki!

No tak było w średniowieczu. I co w związku z tym? Sam fakt, że tak było w średniowieczu sprawia, że to złe? Że na sto procent poszliśmy we właściwym kierunku? Mordowanie na rynku według mnie może być sprawiedliwe (w tym wypadku by było), według pana - nie może. W porządku, tu… Show more. 08 May 2023 12:20:08
@jmuhha po pierwsze, ich rodzice płacili w podatkach na darmową edukację, po drugie idąc tym tropem to każdy kto wyjechał do Anglii powienien oddać za edukacje w podstawówce. Po trzecie, jeżeli lekarze wyjeżdżają z kraju gdzie służba zdrowia jest publiczna, to oznacza ze to państwo/rząd nie umie zatrzymać lekarza i to politycy powinni płacić za to ze nie potrafią zatrzymać w kraju wykształconych ludzi udostępnij Link @Panas: ale pomysł z odpracowaniem nie różni się za bardzo od korporacyjnej lojalki. Dostajesz extra płatne szkolenie (argument z rodzicami płacącymi podatki nietrafiony, bo studia medyczne są wielokrotnie droższe os innych) w strategicznej dziedzinie. Przecież takie odpracowanie chirurgii np. poprzez nakaz pracy w kraju 10 lat lub oddanie % kosztów to robienie z kraju korpo - marzenie każdego libka. udostępnij Link @jmuhha: ci co są tak naiwni żeby tu zostać odpracowują to przez kilka pierwszych lat swojej pracy, kiedy pracują za śmieszne stawki. Co ma IT do lekarzy to nie bardzo wiem. udostępnij Link @jmuhha: najlepiej kajdanami do biurka przykuc i bić szpadlem po głowie za każdym razem jak nie wie jak leczyć. Przy próbie opuszczenia kraju otwierać ogień na granicy. Nikt i nic z Narodowego Burdelu niech żywe nie ucieknie, bo kto będzie robił na pisiorstwo? udostępnij Link @jmuhha: To ten skurwiały kraj z kartonu mi powinien zwracać podatki przy deklaracji wypierdolenia z tego pizdziejewa udostępnij Link @jmuhha: jeśli lekarze mają płacić, do dlaczego nie reszta studentów darmozjadów? Może wtedy nie byłoby takiej nadprodukcji magistrów. udostępnij Link @jmuhha Już pomijam absurdalność tego pomysłu. Ale jest stara zasada - "z niewolnika nie ma pracownika". udostępnij Link @jmuhha: w tym kraju zaraz ze służbą zdrowia będzie tak źle, że to państwo będzie płaciło maturzystom, żeby zostawali medykami udostępnij Link @jmuhha: nie powinno być państwowych studiów, wszystkie powinny być płatne, a najzdolniejszych pochodzących z biednych rodzin, wspierać stypendiami. Wtedy nie byłoby dylematu, czy należałoby coś odpracować, czy coś oddać. udostępnij Link @jmuhha: Albo płaca wszyscy albo nikt. Rozważanie czy akurat nie dopierdolic jakiejś konkretnej grupie to podludzki, pisowski styl gry, a ja się tak nie zniżam. udostępnij Link @jmuhha: a co z wszystkimi absolwentami kulturoznawstwa i stosunków międzynarodowych, których uczelnie co roku wypluwają masy, a nie pracują potem w zawodzie? udostępnij Link @jmuhha: Zastanawia mnie jak np. pierwszy semestr czy dwa semestry lekarskiego gdzie kują te biblie anatomiczne na pamięć i nie dają odpocząć mózgom od zapamiętywania biologii i chemii jest wyceniany na 32k od osoby, gdzie semestr stacjonarny na takiej polibudzie jest/był wyceniany chyba około 4 razy taniej, a mnóstwo kierunków mialo dostęp do fajnego i niezbyt taniego sprzętu. . . . kliknij, aby rozwinąć obrazek . . .źródło: udostępnij Link @xfin: Chyba chodzi o pensje pracowników, większość prowadzących zajęcia to lekarze, często z doktoratami. Co nie zmienia faktu ze te studia nie są warte takich pieniędzy. udostępnij Link @jmuhha: Powinni wyjechać przed podjęciem studiów, żeby nikt ich w takie sytuacje nie mieszał. udostępnij Link A wykopki dalej brna w te gownobajty, napisane w ten sposob, zeby wzbudzic jak najwiecej kontrowersji. (-‸ლ) udostępnij Link @jmuhha: obiecano im darmowe studia, jak się zapisywali były darmowe? to nic nie mają płacić takie tematy (obowiązek odpracowania albo płatność za studia) powinny być wdrożone przed rozpoczęciem studiów - więc nie widzę problemu by taki system wrzucić dla przyszłego rocznika akademickiego udostępnij Link Moim zdaniem faje postujące takie wysrywy powinny uiszczać opłatę 50zł udostępnij Link @jmuhha: Żeby rozwiązać ten problem nie powinno być publicznych uczelni wyższych. Powinno być jak w stanach, czyli bierzesz kredyt na studia a później go spłacasz. Wbrew pozorom rozwiązało by to dużo problemów gówno kierunki niepotrzebne na rynku pracy. udostępnij Link @jmuhha: Młody konował here, który został. Sprawa jest prosta. Albo studenci wszystkich kierunków płacą za studia, albo nikt. Jak już ktoś dobrze podsumował - z niewolnika nie ma pracownika - w 1000% się zgadzam. Od siebie tylko dodam co najbardziej wkurwia mnie i moich kolegów: 1. Komputer i klikanie - milion formularzy, dokumentacji, którą trzeba wyklikiwać wykorzystując jakąś zamulającą stację, bo taka firma obsługująca wygrała przetarg. Oczywiście papiery są ważne i w mojej specce są ochroną w często wytaczanych sprawach, ale nie może być tak, że przyjmuję pacjentkę na oddział 1,5h (sic!) bo klikologia. 2. Brak wykorzystania w pełni potencjału innych zawodów medycznych - wiele rzeczy mogą robić położne, pielęgniarki, fizjo i farmaceuci. Czemu tego nie robią? Bo co prawda uprawnienia istnieją, ale nikt za to nie zapłaci dodatkowo, a korzystanie z nich to dodatkowa odpowiedzialność. Dlatego nikomu się nie chce tego robić. Po co ryzykować dla obcych ludzi, którzy w pierwszej chwili będą wdzięczni za ratunek, a za 6 mc pozew od kancelarii Malanowski & Partnerzy bo użyłeś gazika 3x3 zamiast 10x10 i tym samym nie zapobiegłeś krwotokowi. 3. Refundologia czyli wiedza na temat stawek refundacji - w mojej specce marginalne znaczenie, u moich znajomych na rodzinnej, internie, pediatrii to sens życia zawodowego. 4. Możliwość robienia sobie prywatnego folwarku na państwówce. Wielu w momencie uzyskania dyplomu specjalisty, a to jest wiek ok. 32-35 lat, zapomina nagle jak się korzysta z komputera i całe dnie spędza pijąc kawę oraz przeglądając zalando w międzyczasie obrabiając prywatę, która z formalnego punktu widzenia nie powinna mieć miejsca. Oczywiście opisanie wszystkiego, wydanie recept, zwolnień, dokumentowanie spada na młodego, który i tak ma mnóstwo bieżącej pracy, a przez to staje się darmowym pracownikiem czyjejś prywatnej praktyki. I chyba to tyle. udostępnij Link @jmuhha: Przede wszystkim ich starzy płacili kupę hajsu w podatkach więc w żadnym wypadku. Idąc tym tropem, jak wyjeżdżam z kraju powinni mi zwrócić podatki, które wpłaciłem. Gdzie jest mój hajs kurwie? ( ͡° ͜ʖ ͡°) udostępnij Link @jmuhha: ci co obecnie studiuja nic nie powinni, ale mozna pomyslec nad zmiana systemu i wtedy przyszly student ma do wyboru czy podpisuje umowe: studia za friko i odpracowac czy placic za studia i nic nie musiec. udostępnij Link Czy waszym zdaniem lekarze uczący się w Polsce powinni oddać pieniądze za swoje studia / lub zadeklarować, że je odpracują? Nawet jeśli nie wyjeżdżają? Przypomnę tylko, że semestr medycyny to około 32 k a np prestiżowej informatyki to 4-10k @jmuhha: Studia powinny być płatne przy powszechnym systemie stypendialnym ¯\_(ツ)_/¯ udostępnij Link udostępnij Link @jmuhha albo wszyscy albo nikt. Jak dla mnie panstwowe uczelnie powinny byc platne i skonczylby sie problem z magistrami sprzedajacymi w maku. udostępnij Link chyba bot napisze wklejajacego ten komentarz źródło: udostępnij Link @jmuhha: każdy student powinien płacić za edukacje w razie emigracji, nawet jeżeli nie skonczy kierunku. Wtedy skonczyliby się wieczni studenci, panda 3 i inne takie chujostwa udostępnij Link @jmuhha no tak, typowe lewackie myślenie, zabrać na siłę w podatkach mówiąc że to dla wspólnego dobra a późnej jeszcze kazać się po rękach całość za to, że coś się oddało. A przy wyjeździe żądać zwrotu udostępnij Link @jmuhha: No tak dopierdolmy jeszcze bardziej grupie zawodowej której mamy niedobór na 100% nie pogłębi to problemu. Gratuluje genialnego pomysłu udostępnij Link @jmuhha: Ja bym dołączył do dyskusji dwa dodatkowe przypadki: - czy studenci którzy zrezygnowali w trakcie studiów z danego kierunku i nie skończyli innego powinni oddawać za nie pieniadze? - albo czy studenci którzy po ukończeniu studiów nie pracują w zawodzie, tylko za kwoty minimalne np w nisko kwalifikowanych zawodach powinni zwracać pieniądze? Jak się bawić, to się bawić ( ͡° ͜ʖ ͡°) Wg mnie studia powinny być zrewidowane, tak aby absolwenci wnosili jakąś wartość do gospodarki. Mniej miejsc, większe wymagania, długoterminowe planowanie karier absolwentów i postawienie na technika i szkoły zawodowe (mechanicy, elektrycy, budowlańcy, fryzjerzy, kosmetyczki, etc nie potrzebują studiów, żeby dobrze zarabiać i robić to, na czym się znają). udostępnij Link @Mac02: nie, liceum i podstawowka są obowiązkowe zgodnie z prawem, studia nie są udostępnij Link @jmuhha: ja pierdole ile jeszcze razy wrzucisz ta ankietę? Tak bardzo cię dupa boli, że nie dostałaś się na medycynę? udostępnij Link @Mac02: w strazy pozarnej, kiedy konczysz studia oficerskie stacjonarne na SGSP masz obowiazek wypracowania ilustam lat w Polsce. chyba 3 albo 5, bo przez okres studiow masz zakwaterowanie, zarcie, umundurowanie za free. Ale lekarze chyba musza tez pare lat przepracowac w PL, wlasnie zeby odpracowac czas studiow, inaczej zwrot kasy. wiec to juz chyba jest udostępnij Link @jmuhha Wręcz odwrotnie. Medycyna jako ważna dla społeczeństwa powinna być właśnie nie odpłatna aby zachęcać ludzi do studiowania. Jakieś europeistyki czy inne teologię powinny być odpłatne. udostępnij Link @MelBrooks: Mówisz o studiowaniu na kierunku wojskowo- lekarskim, w ramach którego podpisujesz umowę z MONem, dostajesz w trakcie studiów żołd, a jeśli zrezygnujesz musisz te pieniądze zwrócić. W każdym innym przypadku lekarz nie musi pracować w Polsce po studiach. udostępnij Link @jmuhha: wszystkie kierunki studiów powinny być na zasadzie, że przepracujesz xx lat w zawodzie w kraju i masz kredyt czysty. Skończyły by się kierunki typu europeistyka itp. szkoły lansu i bansu na koszt podatnika. udostępnij Link @jmuhha Czy patusy które wyjeżdżają za granicę po skończeniu podstawówki też powinny oddać za edukację? W końcu nauczyli się tam pisać i czytać udostępnij Link @jmuhha: za błędy interpunkcyjne, które robisz, powinnaś oddać kasę, którą zmarnowano, na Twoją edukację podstawową. udostępnij Link @jmuhha: Powinien być to powszechny przepis obejmujący wszystkich absolwentów państwowych uczelni. udostępnij Link @jmuhha: Jeżeli skończysz szkole oficerska to podpisujesz deklarację że będziesz służyć przez kolejne 10-15 lat ( nie pamiętam dokładnie). Jeżeli odejdziesz wcześniej to musisz oddać kasę za studia około 35k. udostępnij Link @jmuhha: a co powiesz na to że w podatkach na jego studia złożyli się już jego dziadek i babka, ciotka wujek ojciec i matka.? Przez ostatnie 50lat płacili podatki żeby młody mógł iść na studia udostępnij Link prestiżowej informatyk @jmuhha: ratowanie zdrowia, dbanie o ich poczucie czy ratowanie życia > osoby sprzątające > prestożowy kucyk it udostępnij Link @MelBrooks no i to jest różnica właśnie. Jako oficer masz jedzenie mundur itd, a jako lekarz po studiach zarabiasz tak słabo ze w większości rodzice cię muszą utrzymywać do czasów ukończenia specjalizacji po studiach udostępnij Link @Wilkudemoner no nie, bo są ludzie którzy to robią z pasji i chęci pomocy innym. A są też ludzie którzy poza chęcią pomocy innym chcą kupić sobie samochód i utrzymać godnie rodzinę. A dwa, w Afryce nie ma jakieś nadwyżki lekarzy, a wręcz przeciwnie:) udostępnij Link @jmuhha: Wszyscy wyjeżdżają co mają sprawne nogi i głowy - studia lekarskie są droższe, ale czy aż tak by ścigać tylko i wyłącznie lekarzy? Zresztą posłanka PiSu dała swoje błogosławieństwo lekarzom na wyjazd: "Niech Jadą". udostępnij Link ich rodzice płacili w podatkach na darmową edukację @Mac02: przecież to tak nie działa, jakby tak było to każdy rodzic płaciłby inną stawkę. Ludzie wokół zrzucają się i każdy płaci, bo założenie jest takie że wykrztałcony lekarz będzie społecznie pożyteczny. Jeżeli wyjedzie pracować w Niemczech to jest to strata ze społecznego/krajowego punktu widzenia. Chyba że po zdobyciu doświadczenia wróci leczyć obywateli państwa które łożyło na jego edukację. Studia wyższe nie powinny być darmowe, rodzi to wiele patologii na uczelniach. Edukacja podstawowa do szkoły średniej działa w miarę jednolicie i można ją łatwo kontrolować, jakość nauczania na uczelniach wyższych jest niestety niemierzalna w krajowym publicznym systemie. Zachód wykorzystuje biedne kraje podkradając im specjalistów, to samo dzieje się w Afryce, gdzie każdy dobrze wykrztałcony inżynier czy lekarz ucieka do lepiej płatnego kraju. Koniec końców kasjerki składają się na lekarzy, którzy będą leczyć Niemców czy Anglików, jednocześnie w kraju nie ma specjalistów na których wykrztałcenie składają się obywatele. Jest to jeden z powodów przyjęcia nas do UE, korzyści z wykrztalconej kadry, nie ponosząc kosztów tego wykrztałcenia. Jeżeli nie widzisz w tym problemu społecznego, który wymaga reformy to coś z tobą nie tak. Osobiście nie miałbym nic do tego aby osoby już wyjeżdżały bo prawo nie powinno działać wstecz. Jednak prywatne uczelnie wyższe działają sprawniej co pokazują rankingi w których uczelnie prywatne górują nad publiczymi. udostępnij Link Dlaczego tylko lekarze? Jak kogoś obarczać opłatami to równy ryczałt dla wszystkich studentów w Polsce. Może wówczas zlikwidowane zostałyby gównokierunki w Akademi rolniczej w Pierdziszewie Środkowym. udostępnij Link @j3sion: to, argument jest tak absurdalny że szkoda gadać. Czyli jeżeli nie pojde na studia to oddadzą mi pieniadze ktore moje rodzice na to płacili? czy osoby bezdzietne beda placily mniejsze podatki? czy dzieci z domu dziecka albo z bezrobotnymi rodzicami nie mogą iść na studia? no nie, obywatele płacą za ogólne wykształcenie kadry w ich kraju, ICH KRAJU, nie wykształcenie programisty 15k ktory po roku wyjedzie do niemiec robić dla niemca i płacić niemcom podatki. Ma zostać w Polsce bo państwo polskie jako wspólnota obywateli mu te studia zasponsorowała. Ewentualnie opłacić pełną cene i spierdalać do reichu. udostępnij Link @Mac02: w strazy pozarnej, kiedy konczysz studia oficerskie stacjonarne na SGSP masz obowiazek wypracowania ilustam lat w Polsce. chyba 3 albo 5, bo przez okres studiow masz zakwaterowanie, zarcie, umundurowanie za free. Ale lekarze chyba musza tez pare lat przepracowac w PL, wlasnie zeby odpracowac czas studiow, inaczej zwrot kasy. wiec to juz chyba jest @MelBrooks: Zwrot jest tylko za stypendium/pensje i zakwaterowanie. Nie za same studia. Lekarze nie mają stypendium ani zakwaterowania. Za to spora część wyjeżdżających lekarzy pracuje jeszcze te parę lat w Polsce aby zrobić specjalizację. Choć są tacy którzy już specjalizację robią za granicą. udostępnij Link @j3sion tak jak wykształcony prawnik, ekonomista, inżynier - ma byc społecznie przydatny. Defacto płaci sie inne stawki. Lekarze statystycznie wywodzą sie z rodzin gdzie dobrobyt jest na wyższym poziomie niz średnia, stąd ich rodzice zapłacili więcej w podatkach niż Ludzie którzy wykształcili kasjera w żabce. (To jest skrót że rodzice płacą w podatkach stricte na studia, bo płacą na wszystko, na drogi, opieke lekarska, kościół i na TVP i na utrzymanie uczelni) My nie jesteśmy biednym krajem, wiec gdyby nie miliardy na bombelki, na górników na emerytury to było by na podwyżki dla lekarzy, pielęgniarki, nauczycieli. Zobacz ile kraje zachodnie wydają procent PKB na służbę zdrowia, a ile my ( my ok 5, oni 7) udostępnij Link @MelBrooks: Mówisz o studiowaniu na kierunku wojskowo- lekarskim, w ramach którego podpisujesz umowę z MONem, dostajesz w trakcie studiów żołd, a jeśli zrezygnujesz musisz te pieniądze zwrócić. W każdym innym przypadku lekarz nie musi pracować w Polsce po studiach. @Russel_Beagle Generalnie tak jest w mundurówce. Studenci WAT na wojskowym tak samo. udostępnij Link @jmuhha: powinni mieć coś takiego że albo robią specjalizację w polsce albo mają oddawać kase za studia. Tak samo jak jest z żołnierzami(muszą przepracować dla wojska minimum 10 lat po studiach, inaczej oddają pieniądze). Śmieszne są argumenty ludzi mówiących że każdy w takim wypadku powinien mieć to samo na każdym kierunku. Przykro mi ale studia przykładowo psychologiczne nie są ani tak drogie ani tak strategiczne dla kraju jak lekarski, wiec nie ma tu zupełnie żadnej symertii, to po prostu zupełnie inna sytuacja. udostępnij Link @TurboDynamo: Śmieszne są argumenty ludzi mówiących że każdy w takim wypadku powinien mieć to samo na każdym kierunku. Przykro mi ale studia przykładowo psychologiczne nie są ani tak drogie ani tak strategiczne dla kraju jak lekarski. to nie zmienia faktu że kosztują pieniądze, pieniądze państwa. Więc każdy student powinien albo odpracować jakiś okres w kraju (moim zdaniem 2x okres studiów) albo płacić udostępnij Link @jmuhha: Dlaczego ja mam płacić studia, a inni nie, co ma koszt do tego? Albo wszyscy od podstawówki albo nikt. Ktoś kto funduje taki pomysł by lekarze płacili za swoje studia ma gwóźdź wbity w mózg i chyba pragnie by było ich jeszcze mniej. Ja na tą chwile nie snuje wizji o wyjeździe z kraju, ale gdybym musiał płacić za swoją studia już teraz, a więc wziąć na to kredyt bo nie mam tyle kasy by opłacić 6 lat studiów, to pierwsza myśl na 1 roku to byłby pomysł wyjazdy z kraju. Dlaczego? Na spłacenie 200k kredytu tutaj musiałbym pewnie harować z 15/20 lat, gdzie zagranicą zrobiłbym to w 3/4 lata. Także wszystkim zwolennikom tego pomysłu bardzo go polecam, tylko nie zdziwcie się jak będzie was leczył kowal. udostępnij Link Dlaczego ja mam płacić studia @Furox: a dlaczgo żolnierze RP akurat w tym momencie płacą za studia jeśli nie popracują 10 lat w wojsku a ty masz mieć od nich lepiej, skoro służba zdrowia jest tak samo strategiczna? Ja na tą chwile nie snuje wizji o wyjeździe z kraju, ale gdybym musiał płacić za swoją studia już teraz, a więc wziąć na to kredyt bo nie mam tyle kasy by opłacić 6 lat studiów, to pierwsza myśl na 1 roku to byłby pomysł wyjazdy z kraju. Dlaczego? Na spłacenie 200k kredytu tutaj musiałbym pewnie harować z 15/20 lat, gdzie zagranicą zrobiłbym to w 3/4 lata. @Furox: musiałbyś płacić tylko gdybyś nie został w kraju na kilka lat po studiach. udostępnij Link @TurboDynamo: Ale wiesz, że na woj-leku po pierwsze jest niższy próg, po drugie mam na nim znajomych i otrzymują oni w czasie studiów żołd (jest im płacona de facto pensja już na studiach), a ja na zwykłym leku nic nie dostaje, nawet praktyki robię za darmo? No to teraz wiesz dlaczego muszą płacić jeśli nie przepracują potem tych 10 lat. udostępnij Link Czy waszym zdaniem lekarze uczący się w Polsce powinni oddać pieniądze za swoje studia / lub zadeklarować, że je odpracują? Nawet jeśli nie wyjeżdżają? Przypomnę tylko, że semestr medycyny to około 32 k a np prestiżowej informatyki to 4-10k @jmuhha: nie za bardzo rozumiem czym się różni student medycyny od architektury, budownictwa czy inżynierii? Polska przyjęła zasadę studiów bezpłatnych i zasady powinny być równe dla wszystkich. udostępnij Link Ale wiesz, że na woj-leku po pierwsze jest niższy próg, po drugie mam na nim znajomych i otrzymują oni w czasie studiów żołd (jest im płacona de facto pensja już na studiach), a ja na zwykłym leku nic nie dostaje, nawet praktyki robię za darmo? No to teraz wiesz dlaczego muszą płacić jeśli nie przepracują potem tych 10 lat. @Furox: no wiem dlaczego musza placic. Bo jest to strategiczny kierunek tak samo jak cywilny lekarski. Nie wiem co maja progi do placenia za studia, chyba tylko chciales sobie polechtac ego jaki od nich niby jestes lepszy xD udostępnij Link @TurboDynamo: Ciekawe, że odniosłeś się do najmniej istotnej rzeczy w mojej wypowiedzi. Czyżby brak argumentów na to drugą, wręcz kluczową rzecz, a mianowicie taką, że już w czasie studiów otrzymują PENSJE (żołd)?! A ja nie otrzymuje nic, tylko robie nawet praktyki za darmo. Próg też ma tu trochę do rzeczy, bo za studia niestacjonarne na leku się na przykład płaci i jest tam znacznie niższy próg przez co łatwiej się dostać. udostępnij Link @Furox: przeciez napisalem juz wszystko. To ty nie masz zadnego kontrargumentu na to że lekarski jest tak samo strategicznym kierunkiem jak studia wojskowe. Pensja nie ma nic do oddawania przez nich pieniędzy za studia - oni już w trakcie studiów są na służbie i to za nią dostają pieniądze a nie za studiowanie. Poczytaj ile więcej oni mają obowiązków od zwykłego cywilnego studenta - tak to za to im płacą. Coś jeszcze? Może wreszcie napiszesz coś odnoszącego się do moich argumentów zamiast przenosić rozmowę na nieistotne i łatwe do zbicia głupoty? udostępnij Link tak samo państwo powinno oddać podatki jak się wyjeżdża @kantek007: chujowe porównanie, podatki wykorzystujesz na bieżąco przecież udostępnij Link @TurboDynamo: Pensja ma tu bardzo dużo do rzeczy. Lojalki na 10 lat są właśnie dlatego, aby nie dochodziło do sytuacji, gdzie masowo po studiach lekarze od razu opuszczaliby wojsko. Przez co wojsko nie tylko traciłoby na tym, że ufundowało im studia, ale również płaciło im żołd tracąc wyszkolonego lekarza żołnierza. To ty piszesz nieistotne głupoty o "łechtaniu ego" w pierwszym poście (nic w nim nie było merytorycznego), dopiero w drugim poście po wytknięciu jakkolwiek próbowałeś się ustosunkować choć trochę merytorycznie. Nikt nikomu nie każe iść do wojska i wykonywać te dodatkowe obowiązkowi. Mają darmowe studia, dostają dodatkowo pensje to mają lojalki, ja też mógłbym dostawać 2k miesięcznie od szpitala (są takie oferty, byłoby podobnie jak w przypadku żołdu na woj-leku) gdybym podpisał z lojalkę, że będę potem dla niego pracował przez X lat. Ja też mam dodatkowe obowiązkowi w postaci praktyk i nikt mi za to nie płaci. udostępnij Link @Mac02: ja mam lojalke na garbie i nie placze, jestem za by to wprowadzic dla lekarzy ale tez uwazam by dostali 200 procent podwyżki. udostępnij Link @TurboDynamo: Progi mają tu bardzo dużo rzeczy. Może jeszcze nie odkryłeś tego, ale wyniki w nauce przekładają się później na lepsze finansowe warunki studiów?! Gdy szedłem na studia i gdybym był olimpijczykiem to oprócz jakże tych darmowych studiow to otrzymywałbym stypendium rektora w wysokości 8 stów miesięcznie! Całkowitą normą na świecie jest, że ludzie z lepszymi wynikami dostają lepsze oferty studiów. Lepsze wyniki w nauce ---> wyższe progi ----> lepsze warunki studiów Jakbyś jeszcze nie odkrył to istnieją cywilne studia niestacjonarne, niczym się nie różnią, prócz tym, że trzeba za nie płacić, ale próg jest znacznie niższy, że nawet ze średnio napisaną maturą idzie się na nie dostać, ale cóż trzeba płacić, ale jak to mówią "było się uczyć". Progi nie mają tu nic do łechtania ego, ale do lepszych warunków potem już tak. Zapytałbyś ludzi z woj-leku, to byś się dowiedział, że wielu z nich wolałoby by być na cywilnym leku, ale wyniki z maturki nie pozwoliły. Ba nawet zagranicą np. w USA gdzie masz studia płatne, osoby z lepszymi warunkowi średnio mniej płacą za studia, a Ci wybitni to nierzadko mają całkowicie zrefundowane studia. udostępnij Link @jmuhha: Nie powinni, studia są darmowe. Ale są państwa (np. Kazachstan) które dają studentom stypendia na studia za granicą, opłacają transport itp., ale po wszystkim wymagają przynajmniej X lat pracy w kraju. Takie coś jak najbardziej - chcesz studiować na bardziej atrakcyjnej uczelni za państwowe pieniądze to jest taka możliwość, ale musisz to jakoś odpłacić. O ile rozumiem celem jest ściąganie do kraju "know-how" z zagranicy udostępnij Link i to politycy powinni płacić za to ze nie potrafią zatrzymać w kraju wykształconych ludzi @Mac02: No ale jeżeli metodą ich zatrzymania jest właśnie odpłatność za studia? Może powiesz powinni więcej płacić lekarzom, żeby nie chcieli wyjeżdżać? Ok to składka zdrowotna w górę, wtedy wyjeżdżają nielekarze bo więcej netto dostaje się zagranicą i co wtedy? udostępnij Link @CzaryMarek nie nie, składka nie musi isc do góry. Wystarczy nie dawać na bombelki, na górników, na emerytury, na Ostrołęki, na wybory których nie było, na respiratory i nagłe pieniądze na służbę zdrowia i nauczycieli sie znajdą udostępnij Link To ty piszesz nieistotne głupoty o "łechtaniu ego" w pierwszym poście (nic w nim nie było merytorycznego), @Furox: uuu zapiekło xD Mają darmowe studia, dostają dodatkowo pensje @Furox: dostają pensje bo mają dodatkowe obowiązki Ja też mam dodatkowe obowiązkowi w postaci praktyk i nikt mi za to nie płaci. @Furox: może lekarz szlachcic tego nie wie ale na większości studiów są praktyki które w większości studenci robią za darmo(o ile nie jesteś programista) Jakbyś jeszcze nie odkrył to istnieją cywilne studia niestacjonarne, niczym się nie różnią, prócz tym, że trzeba za nie płacić, ale próg jest znacznie niższy, że nawet ze średnio napisaną maturą idzie się na nie dostać, ale cóż trzeba płacić, ale jak to mówią "było się uczyć". Progi nie mają tu nic do łechtania ego, ale do lepszych warunków potem już tak. Zapytałbyś ludzi z woj-leku, to byś się dowiedział, że wielu z nich wolałoby by być na cywilnym leku, ale wyniki z maturki nie pozwoliły. @Furox: to nie ma nic do rzeczy. Sugerujesz że ich lojalka jest kara za słabe wyniki w nauce co jest zwyczajnie śmieszne. Dalej nie odniosłeś się do moich argumentów tylko zmieniasz temat. Tak więc i ja nie zamierzam merytorycznie odnosić się do twoich. udostępnij Link @Mac02: To wtedy wyjeżdża grupa która jest najcenniejsza długofalowo dla każdego kraju- ludzie mający dzieci. udostępnij Link @CzaryMarek mówisz ze 500 plus, kasa na górników , kasa na TVP itd to jest coś co trzyma ludzi w tym kraju ?? udostępnij Link @Mac02: Kasa na TVP i górników to grosze, a kasa potrzebne do zatrzymania lekarzy (stosunkowo niedużej liczby ludzi) jest nieproporcjonalnie większa niż 500+ które zatrzymują w kraju dużo większą grupę ludzi. udostępnij Link @TurboDynamo: uuu zapiekło xD Uuu jakże merytorycznie, tak jak twój pierwszy post do mnie o progach. lekarz szlachcic Uuuu czyżby kompleks niższości xD Sugerujesz że ich lojalka jest kara za słabe wyniki w nauce. To nieprawda. Karą bym tego nie nazwał, ale jak to nazwiesz to twoja sprawa. Równie dobrze można powiedzieć, że ludzie ze średnią napisaną maturą na niestacjonarnym zwykłym leku płacą karę w postaci płacenia ze studia za to, że nie napisali biolki/chemi/matmy z rozszerzenia na 90/80%. Odniosłem się już do tego i nie będę się powtarzał po 70 razy. Widzę, że nawet nie chcesz się rozwinąć co do tego argumentu, jak powiązanie wyników z warunkami studiów, bo to faktycznie gwóźdź do trumny dla wszystkich twoich argumentów. Dalej nie odniosłeś się do moich argumentów tylko zmieniasz temat. Odniosłem się, wybrali gorsze warunki, bo mieli zbyt słabe wyniki by wybrać lepsze, nic nie zmieniam, tyle w temacie. Tak więc i ja nie zamierzam merytorycznie odnosić się do twoich. Uuu zapiekło ego z powodu braku argumentów to próbujemy się wykręcić xD Lepiej tak niż się przyznać, że plecie się głupoty i nie ma racji. Dobrze jak nie masz zamiaru się odnosić do moich argumentów tylko wybierać z mojej wypowiedzi mniej istotne rzeczy i na nie odpowiadać, a te niewygodne dla siebie przemilczeć, udając, że ich nie ma to zamykam temat i żegnam. udostępnij Link Ale 90% studiów medycznych w Polsce to prywatne studia, kosztujące 100-300 tys. zł Kto miałby coś "oddawać"? Co najwyżej państwo mogłoby oddawać te pieniądze lekarzom jako zwrot kosztów. udostępnij Link @Genny_Stefanetti: Dlatego powinno być tak: albo praca na państwowym albo prywata. Jak praca na państwowym to papier podpisuje, że nie będzie prywatnie przyjmował. Jak poleci w kulki to wysoka kara. udostępnij Link @CzaryMarek aby uzdrowić służbę zdrowia, według oficjalnego dokumentu ministerstwa zdrowia, potrzeba chyba ok 30 mld zł. Czyli mniej niż 500 plus. Zachód daje na służbę zdrowia 7 procent, Czesi tez, my niecałe 5. Te 30 mld dało by wlasnie ok tych 7 procent. Według mnie ludzie wolą żyć w kraju w którym mogą liczyć na służbę zdrowia, nie wydawać na prywatnych lekarzy i w kraju gdzie nie wyrzuca sie w błoto dziesiątek miliardów zl. Sprawdź jaką mamy demografię. 500 plus nie działa w nawet najmniejszym stopniu i nikogo nie zatrzymuje w tym kraju. Jeśli dla kogoś 500 zł to dużo, to wyobrażasz sobie taka rodzinę ze po zabraniu 500 plus spakuję rzeczy i wyjedzie z dziećmi zbierać szparagi na zachodzie? Nawet jeśli to nie będą to osobniki które pomagają tej gospodarce, a jedynie obciążają. udostępnij Link @Mac02: 2% pkb to ~50 mld złotych. Zresztą to i tak nie rekompensuje różnicy w pensjach, bo jak Polska będzie wydawać 7% swojego PKB i Niemcy 7% swojego, to i tak w Niemczech medycy będą zarabiać 3 razy więcej, bo mają 3 razy wyższe PKB. Czyli żeby realnie zatamować emigracje, trzeba by wydawać ok 20% polskiego PKB żeby wydawać nominalnie tyle co Niemcy i polscy medycy zarabiali tyle co niemieccy. udostępnij Link tak samo państwo powinno oddać podatki jak się wyjeżdża @kantek007: Niby dlaczego? Jak płaciłeś podatki, to otrzymywałeś usługi. W przypadku studentów to nie działa, bo nic nie płacąc otrzymują, a rodzice, no cóż tak jak OP napisał, studia medyczne to więcej niż 2 statystycznych rodziców w sumie zapłaci podatków przez całe życie. A rodzice nie finansowali swoim dzieciom przez podatki edukacji, tylko zwracali za swoją darmową edukacje przez podatki. Przecież jakby edukacja była prywatna i rodzice finansowali ją dzieciom, to nie robiliby tego na krzywy ryj, tylko domagali się opieki na stare lata, wystarczy spojrzeć na Chiny, tam rodzice zapewniają dzieciom edukacje, służbę zdrowia, ale w praktyce dzieci są niewolnikami swoich rodziców i muszą na nich harować całe dorosłe życie ( ͡° ͜ʖ ͡°) udostępnij Link @CzaryMarek ale nikt nie powiedział ze polski lekarz musi zarabiać tyle co niemiecki. Ja też nie zarabiam Tyle co Niemiec na bliźniaczym stanowisku w korpo, a mimo to pracuje tutaj. Chodzi o takie pieniądze aby nie musieli wyjeżdżać udostępnij Link @Mac02: Co to znaczy "musi"? Muszą bo umierają z głodu? Po prostu chcą wyjechać by zarabiać więcej, tak samo jak 4 miliony innych Polaków którzy też nie musieli często, a po prostu chcieli, żeby żyć lepiej. Sportowcy, aktorzy, też jak tylko mogą powiększyć zarobki to wyjeżdżają. udostępnij Link Uuuu czyżby kompleks niższości xD @Furox: nic z tych rzeczy, jestem programista i kiedy moi koledzy z liceum lekarze zarabiali po 10k siedząc 350 godzin na dyżurach ja dostawałem 15k za zwyczajne 8 godzin pracy. Karą bym tego nie nazwał, ale jak to nazwiesz to twoja sprawa. Równie dobrze można powiedzieć, że ludzie ze średnią napisaną maturą na niestacjonarnym zwykłym leku płacą karę w postaci płacenia ze studia za to, że nie napisali biolki/chemi/matmy z rozszerzenia na 90/80%. Odniosłem się już do tego i nie będę się powtarzał po 70 razy. Widzę, że nawet nie chcesz się rozwinąć co do tego argumentu, jak powiązanie wyników z warunkami studiów, bo to faktycznie gwóźdź do trumny dla wszystkich twoich argumentów. @Furox: czyli tak jak napisałem. To wg ciebie kara za słabe wyniki. Co jest bzdura ale ty tego nie rozumiesz bo masz kompleks wyższości. Uczciwa umowa z żołnierzem na studia to co innego niż studia w trybie niestacjonarnym. Sytuacja nie jest nawet w 1% analogiczna. Życie jeszcze wielokrotnie cię zweryfikuje. Odniosłem się, wybrali gorsze warunki, bo mieli zbyt słabe wyniki by wybrać lepsze, nic nie zmieniam, tyle w temacie. @Furox: dla ciebie gorsze, a dla innych lepsze. To nie jest to samo co studia niestacjonarne. Uuu zapiekło ego z powodu braku argumentów to próbujemy się wykręcić xD Lepiej tak niż się przyznać, że plecie się głupoty i nie ma racji. @Furox: to ty piszesz głupoty i ci się wydaje że masz rację tylko dlatego że uważasz się za lepszego od studentów wojskowych - to ty ciągle piszesz o lekarzach wojskowych - takie warunki mają też ludzie po WACIE który nie mają z medycyną nic wspólnego, jak rozumiem dla inżyniera mechatronika żołnierza taki kontrakt to też kara za słabe wyniki w nauce xD Dobrze jak nie masz zamiaru się odnosić do moich argumentów tylko wybierać z mojej wypowiedzi mniej istotne rzeczy i na nie odpowiadać, a te niewygodne dla siebie przemilczeć, udając, że ich nie ma to zamykam temat i żegnam. @Furox: udostępnij Link Rodzice okradani z pieniędzy w formie bandyckich podatków już zapłacili za edukacje swoich dzieci. @vonsaty: Rodzice też mieli darmową edukacje, co najwyżej oddali w podatkach za SWOJĄ darmową edukacje. A dzieci powinny oddać za swoją. udostępnij Link @Maou ... Ale byste... A drogi w kraju masz darmowe czy płatne? Czy jeżdżąc po drogach krajowych musisz uiścić jakaś opłatę?? udostępnij Link Dobrze jak nie masz zamiaru się odnosić do moich argumentów tylko wybierać z mojej wypowiedzi mniej istotne rzeczy i na nie odpowiadać, a te niewygodne dla siebie przemilczeć, udając, że ich nie ma to zamykam temat i żegnam. @Furox: ale to ty nie odniosłeś się do mojego argumentu z pierwszego komentarza więc po prostu jesteś śmieszny. Pogadamy jak się nauczysz odpowiadać na argumenty zamiar zmienić temat. udostępnij Link @CzaryMarek ale kto z tej Polski wyjechał? Czy to byli Ludzie wykształceni? Czy ktoś kto nie chciał zarabiać tutaj 2000 na rękę? Jak masz w perspektywie 2000 na rękę to wyjeżdżasz. Mało kto zarabia 10k na rękę i myśli o wyjeździe aby żyć lepiej. Zdążają sie, ale to wyjątki A lekarze którzy ukończyli ekstremalnie ciężkie studia nie chcą zarabiać Tyle co typ bez matury na magazynie. Wtedy przestaną wyjeżdżać udostępnij Link @Maou chyba ze jesteś bezrobotny i tym sposobem oszukales system i masz wszystko za darmo ( ͡º ͜ʖ͡º) udostępnij Link @Mac02: Praktycznie każdy, aktor, piłkarz, siatkarz, skoczek, akrobata, naukowiec. Po prostu mało kto ma możliwość płynnie przejść na zarobki 3 razy wyższe jak nie pracuje na minimalną ot cała tajemnica. Jak pracujesz na magazynie za 2k, to jedziesz to Niemiec tam minimalna jest 6k i masz lekką podwyżkę x3. Jak jesteś prawnikiem w Polsce, to twoje kompetencje odnośnie polskiego prawa niewiele ci dają w Niemczech i będąc świetnym prawnikiem zarabiającym 20k w Polsce, w Niemczech dostaniesz często MNIEJ, a czeka cię sporo nauki, żeby dojść do tego poziomu znajomości prawa, języka, co w Polsce. udostępnij Link @vonsaty: Jakby rodzice mieli sami prywatnie swoim dzieciom finansować edukacje, to na pewno by nie pozwolili, żeby dzieci sobie wyjechały w pizdu daleko i ich całkowicie olały, tylko by oczekiwały rekompensaty. W Chinach dzieci muszą starych utrzymywać i stają się de facto ich niewolnikami. Ponieważ w Polsce całe społeczeństwo zrzuca się na edukacje, to całe społeczeństwo ma prawo oczekiwać czegoś w zamian, np. dołożenia się w formie podatków do jego funkcjonowania. udostępnij Link @jozef-dzierzynski: Twoi rodzice nie zapłacili za Twoje studia, złożyli się na to wszyscy którzy płacą podatki. Za składkę twoich rodziców możesz odsłuchać 2 wykłady. udostępnij Link @Mac02: rozmawiamy o uczelniach wyższych i deficycie specjalistów. Ekonomistów akurat nam nie brakuje. Twój argument jest taki że skoro wydajemy mniej na służbę zdrowia to powinniśmy krztałcić lekarzy Niemcom? udostępnij Link @j3sion kształcić* To nie jest argument, tylko konsekwencja której rząd może zapobiec. @CzaryMarek no ale ilu tych aktorów i sportowców wyjechalo za chlebem z Polski? Naukowcy jadą z tego samego powodu co lekarze, bo w Polsce mimo niesamowitej wiedzy i wykształcenia, zarabiają tyle co na magazynie. Jak dofinansujesz szkolnictwo wyższe to naukowcy będą mogli zostać w kraju i tutaj prowadzić swoję badania. Ten sam case co lekarze, bo to znowu jest w większości praca na państwowce gdzie gówno zarabiasz. Mało który menedżer czy specjalista z Korpo rzuca wszystko i jedzie do Niemiec pracować udostępnij Link @Mac02: Aktorzy są po prostu słabi, ale ci co mogli to wyjechali (bachleda curuś, rosati), z piłkarzy to każdy wyjeżdża kto dostaje ofertę, to samo siatkarze, skoczkowie to cały czas są zagranicą, bo konkursy są po całej Europie. Teraz też mogą, ale zagranicą więcej płacą to wyjeżdżają. Menadżer czy specjalista jak już mówiłem, nie rzuca bo sobie tak łatwo nie potroi pensji, a nie dlatego że nie by nie chciał. Jak ktoś zarabia 15k i może zarabiać 45k to tym bardziej wyjedzie, niż ktoś kto zarabia 2k i może zarabiać 6k. Tylko z 15k zrobić skok na 45k jest o wiele trudniej. Jeżeli spojrzysz np. na wykopowych programistów 15k, to na zachodzie te zarobki wcale nie są 3 razy wyższe. Średnia pensja progrmisty w Niemczech to ok 5k euro, czyli 25k złotych, a nie 45k i do tego wyższe podatki. Zresztą zobacz jakie są reakcje po "Nowym Ładzie", ludzie dobrze zarabiający 10-15k straszą że wyjadą, bo zarobki im do 8-10k spadną, czyli i tak więcej niż zarabiają lekarze. Tak więc to nie jest tak, że ktoś będzie zarabiał X i już wystarczy, ludzie zawsze będą chcieli zarabiać więcej i jak będą mogli to po prostu wyjadą. udostępnij Link @TurboDynamo: nic z tych rzeczy, jestem programista i kiedy moi koledzy z liceum lekarze zarabiali po 10k siedząc 350 godzin na dyżurach ja dostawałem 15k za zwyczajne 8 godzin pracy. czyli tak jak napisałem. To wg ciebie kara za słabe wyniki. Co jest bzdura ale ty tego nie rozumiesz bo masz kompleks wyższości. Uczciwa umowa z żołnierzem na studia to co innego niż studia w trybie niestacjonarnym. Sytuacja nie jest nawet w 1% analogiczna. Życie jeszcze wielokrotnie cię zweryfikuje. dla ciebie gorsze, a dla innych lepsze. To nie jest to samo co studia niestacjonarne. No to jako programista gówno wiesz o leku. Prawda jest taka, że większość ludzi wybiera woj-leku, bo mieli zbyt słabe wyniki, aby dostać się na zwykły lek. Mało kto stamtąd chce/chciało być koniecznie żołnierzem, chcą zostać lekarzem, ale są często gęsto zbyt biedni by pójść na niestacjo, a wyniki mieli zbyt słabe by dostać się na zwykły lek i dlatego taki kierunek wybierają, część moich znajomych tam poszło do Łodzi to wiem jak to wygląda. Ja tu nie mam żadnego kompleksu wyższości i nie widzę jakieś większej różnicy w rodzaju umowy między niestacjonarny a woj-lekiem. Myślisz, że dlaczego osoby z niestacjo wybrało niestacjo? Dlatego, że mieliby zbyt słabe wyniki by dostać się na zwykły lek, ale przynajmniej mają kasę lub ich rodzice. Myślisz, że są jakimiś masochistami i chcieli płacić za studia sami z siebie? Sytuacja jest w dużej części analogiczna pod tym względem. Każdy stara się wybrać jak najlepszą opcję na jaką mu wyniki i pieniądze pozwalają. to ty piszesz głupoty i ci się wydaje że masz rację tylko dlatego że uważasz się za lepszego od studentów wojskowych - to ty ciągle piszesz o lekarzach wojskowych - takie warunki mają też ludzie po WACIE który nie mają z medycyną nic wspólnego, jak rozumiem dla inżyniera mechatronika żołnierza taki kontrakt to też kara za słabe wyniki w nauce xD Gówno mnie obchodzi WAT, bo nikogo tam znajomego nie mam i nie znam się na WACIE. Za to znam się na leku. Mówisz, że sytuacja w relacji niestacjo lek - wojlek nie jest analogiczna, a porównujesz wojskowy lek z WAT gdzie tu na 100% nie ma żadnej choć najmniejszej analogii. ale to ty nie odniosłeś się do mojego argumentu z pierwszego komentarza więc po prostu jesteś śmieszny. Pogadamy jak się nauczysz odpowiadać na argumenty zamiar zmienić temat. Przecież ty w swoim pierwszym poście do mnie nic nie powiedziałeś merytorycznego prócz zwykłego ad personam co do ego, to o czym my mamy gadać. Pogadamy jak przestaniesz się wykręcać. udostępnij Link @CzaryMarek starszą a nikt nie wyjedzie bo to trzeba całe życie zmienić, a jak masz rodzinę to i rodzinie całe życie zmienić. Do Czech tez wcale nie tak łatwo uciec jak sie mówi. no ale Ludzie Dobrze zarabiający stracą wlansie przez to że trzeba finansować ten głównie socjal w postaci 500 plus itd udostępnij Link @jmuhha: Każdy kto nauczył się za pieniądze rządu pisać i czytać a pracuje dla obcych korporacji jak McDonalds lub Lidl ,lub innego prywaciarza powinien oddawać pieniądze. Lub gdy nie używa tych umiejętności dla dobra Przenajświętszej Rzeczypospolitej bo np układa kostkę lub zamiata ulice, więc pieniądze zmarnowane. W sumie za pieniądze rządu powinna się kształcić się tylko kadra urzędnicza. A podatki niech płaci każdy, przecież za to jest darmowa edukacja. Czego nie rozumiesz? udostępnij Link @pablo_see: Myślę, że w takim układzie osobowym i przy takim zapotrzebowaniu bardzo łatwo przewidzieć, który kwit zostanie podpisany. Ja osobiście w prywatną ochronę zdrowia nie wierzę. Nie wyobrażam sobie porodu za pieniądze, tu jest tak dużo zmiennych, że fizjologia potrafi się w kilka sekund zmienić w patologię co skutkuje od razu większymi kosztami. Zbyt wiele osób nie jest na to przygotowanych. To jest utopia. udostępnij Link @jmuhha państwu za studia to powinni oddać absolwenci gównokierunków po których nie ma pracy i na których przez 5 lat ładowano hajs z budżetu żeby sobie liceum przedłużyli. udostępnij Link @Genny_Stefanetti: prywatna służba zdrowia to powinna być na zasadzie, że mój agent ubezpieczeniowy wybiera mi najlepszego wykonawcę usług medycznych. Chodzi o podstawowe usługi medyczne i ratowanie życia. Prywatne to powinny być silikony, botoksy, liftingi. udostępnij Link No to jako programista gówno wiesz o leku. @Furox: bardzo merytorycznie xD Prawda jest taka, że większość ludzi wybiera woj-leku, bo mieli zbyt słabe wyniki, aby dostać się na zwykły lek. @Furox: lekarski wojskowy to nie jedyne studia wojskowe w Polsce. Ja tu nie mam żadnego kompleksu wyższości i nie widzę jakieś większej różnicy w rodzaju umowy między niestacjonarny a woj-lekiem. Myślisz, że dlaczego osoby z niestacjo wybrało niestacjo? @Furox: nie widzisz bo ty tam byś poszedł tylko jakbyś mial słabe wyniki w nauce. Większość studentów zolnierzy w Polsce idzie tam bo chce iść na studia wojskowe. Studia lekarsko-wojskowe to tylko mały odsetek wszystkich studiów wojskowych w Polsce. Gówno mnie obchodzi WAT, bo nikogo tam znajomego nie mam i nie znam się na WACIE. Za to znam się na leku. Mówisz, że sytuacja w relacji niestacjo lek - wojlek nie jest analogiczna, a porównujesz wojskowy lek z WAT gdzie tu na 100% nie ma żadnej choć najmniejszej analogii. @Furox: sytuacja jest analogiczna bo wszystkie kierunki wojskowe tak mają. Nie tylko lekarze. Nie jesteś pępkiem świata. Przecież ty w swoim pierwszym poście do mnie nic nie powiedziałeś merytorycznego prócz zwykłego ad personam co do ego, to o czym my mamy gadać. Pogadamy jak przestaniesz się wykręcać. @Furox: napisałem że studia lekarskie są tak samo strategiczne jak studia WOJSKOWE(WOJSKOWE NIE LEKARSKIE) dla funkcjonowania kraju i dlatego powinny być tak samo traktowane. Jeśli uważasz że studia lekarskie są mniej istotne niż sprawna armia to spoko twoja sprawa, moim zdaniem są jednak bardziej istotne i dlatego powinny mieć jeszcze ściślejsze reguły oddawania hajsu w razie nie odpracowania kilkunastu lat w Polsce. Jak się nauczysz czytać ze zrozumieniem to moze pogadamy ale jak na razie widzę że uczą cię tam tylko kucia na pamięć. udostępnij Link @jmuhha: Pomysł podpitego wujka Janusza, który przy wigilijnym stole kończy już pierwszą flaszkę. "Skurwemsyny uczo się za moje, bogaco się na cudzej krzywdzie a później wyjeżdżajo na szkopa pracować" udostępnij Link @jmuhha po pierwsze, ich rodzice płacili w podatkach na darmową edukację, po drugie idąc tym tropem to każdy kto wyjechał do Anglii powienien oddać za edukacje w podstawówce. Po trzecie, jeżeli lekarze wyjeżdżają z kraju gdzie służba zdrowia jest publiczna, to oznacza ze to państwo/rząd nie umie zatrzymać lekarza i to politycy powinni płacić za to ze nie potrafią zatrzymać w kraju wykształconych ludzi @Mac02: Może zlikwidujmy darmowe studia, znieśmy podatki za edukację wyższą i skończy się to wypisywanie kiepskich argumentów o tym dlaczego "im się należy". Jak bezrobotni rodzice wysłali dzieci na studia medyczne to też "ich rodzice już to opłacili w podatkach"? Uczą was na medycynie logiki czy tylko bezrozumnego kucia wiedzy? udostępnij Link @pablo_see: Twój agent ubezpieczeniowy ci takiego nie wybierze, on wybierze ci najtańszego, bo interesem ubezpieczyciela nie jest zapewnienie jakości, jego interesem jest ewentualne zaopatrzenie jak największej ilości ludzi niskim kosztem. Sztampowy przykład - pakiety wielkich sieci medycznych w Polsce. Zresztą nawet w tak chwalonych krajach jak USA widać jak lobby ubezpieczeniowe wpływa na takie prozaiczne rzeczy jak np. normy laboratoryjne żeby wymagać większych składek od osób korzystających z usług ubezpieczalni. W medycynie jest bardzo wąski zakres gdzie możesz oszczędzać bez straty jakości, ale potem to już stroma równia pochyła. Wydaje się, że można oszczędzać na różnych pierdołach typu rękawiczki, gaziki, nitki, albo poprzez ewidencjonowanie każdej ampułki Paracetamolu. Później wychodzi, że i tak to G daje, bo trzeba i tak swoje zapłacić za aparaty USG, za ich konserwację, za narzędzia, implanty itd., a tutaj ceny są rynkowe. Jeszcze apropos med. estetycznej - te zabiegi w myśl rozumienia ustawy o działalności leczniczej nie są świadczeniami zdrowotnymi, also nie będą nigdy refundowane. Ba lekarz, który praktykuje tylko med. estetycznej nie praktykuje w rozumieniu ustawy i z mocy prawa traci licencję po 5 latach. udostępnij Link @Phallusimpudicus ja akurat nie po medycynie jak cos. Na tym polega społeczeństwo ze nie każdy płaci równo na wszystko. Jak chcesz aby było po równo, to będziesz na ulicy miał powozy konne zamiast samochodów. Bo jeżeli ludzie mieliby jeszcze płacić za studia to na pewno gro wyjechało by na zagraniczne udostępnij Link wój agent ubezpieczeniowy ci takiego nie wybierze, on wybierze ci najtańszego, bo interesem ubezpieczyciela nie jest zapewnienie jakości, jego interesem jest ewentualne zaopatrzenie jak największej ilości ludzi niskim kosztem. @Genny_Stefanetti: No właśnie to jest największy problem tego rozwiązania. Gdyby tak, że ubezpieczony rozliczał agenta z jakości usług dostarczonych, tzn. płacę określoną składkę i chcę dobrej jakości usług. Tylko dobra usługa wg. klienta to pewnie zupełnie co innego niż wg. agenta. Istnieje w ogóle jakiś system w świecie który daje zarobić branży medycznej a klient był dobrze leczony bez taczki pieniędzy? udostępnij Link @TurboDynamo: Temat OPa dotyczy lekarzy, dlatego odnoszę się do studiów lekarskich i ich "wariantach" (lek, wojlek, etc.). Z całym szacunkiem reszta mnie mało obchodzi. napisałem że studia lekarskie są tak samo strategiczne jak studia WOJSKOWE(WOJSKOWE NIE LEKARSKIE) dla funkcjonowania kraju i dlatego powinny być tak samo traktowane Gdzie to napisałeś? Napisałeś to przed moim postem i dziwisz się, że do tego się nie odnoszę. Zrozumiałby gdyby w pierwszym poście odpowiadał Tobie, ale odpowiadałem OPowi, a nie Tobie a dlaczego? Bo po prostu nie czytałem postów przed moim, bo nie ma nadzwyczajnie na to czasu i nie muszę czytać całego wątku, tak samo jak nie czytam teraz komentarzy pomiędzy naszymi odpowiedziami do siebie. Potem ty odpowiadasz mi odnosząc się do czegoś co wcześniej napisałeś i się dziwisz, zamiast ponownie napisać lub dać odnośnik do czego pijesz xD Jeśli uważasz że studia lekarskie są mniej istotne niż sprawna armia to spoko twoja sprawa, moim zdaniem są jednak bardziej istotne i dlatego powinny mieć jeszcze ściślejsze reguły oddawania hajsu w razie nie odpracowania kilkunastu lat w Polsce. Nie uważam, aby jednostki w jakikolwiek sposób musiały pokutować w sprawach studiów w związku z ich "strategiczną" rola w społeczeństwie. Studia mają przede wszystkim służyć jednostce. Na studia idzie się przede wszystkim po to by mieć dobrze płatną pracą. Wojskowi może mają inne zasady, ale cywile mają oddzielne. Jeżeli studia cywilne miałby być płatne, to dla wszystkich cywili, a nie tylko cywili lekarzy. udostępnij Link Temat OPa dotyczy lekarzy, dlatego odnoszę się do studiów lekarskich i ich "wariantach" (lek, wojlek, etc.). Z całym szacunkiem reszta mnie mało obchodzi. @Furox: moze i dotyczy lekarzy, może i cię mało obchodzi ale od kilku godzin odpisujesz mi argumentem nie na temat. Nie uważam, aby jednostki w jakikolwiek sposób musiały pokutować w sprawach studiów w związku z ich "strategiczną" rola w społeczeństwie. Studia mają przede wszystkim służyć jednostce. Na studia idzie się przede wszystkim po to by mieć dobrze płatną pracą. Wojskowi może mają inne zasady, ale cywile mają oddzielne. Jeżeli studia cywilne miałby być płatne, to dla wszystkich cywili, a nie tylko cywili lekarzy. @Furox: nie dla wszystkich tylko dla tych którzy są potrzebni a dokladnie lekarzy. Sorry ale moje studia informatyczne nie są tak strategiczne i drogie jak lekarskie, tak samo 90% innych. Poza tym mamy państwowa służbę zdrowia tak samo jak państwowe wojsko i jest gdzie te studia odpracować. Gdzie taki programista albo prawnik odpracowywać swoje studia skoro w Polsce większość to pracodawcy prywatni? Nie stac naszego kraju na szkolenie kadry dla niemcow i tyle. Szczególnie jak szkolimy Ukraińców na karcie Polaka którzy jadą se pracować do Niemiec xD super interes dla kraju xD Jak już skończysz studia, posiedzisz w Polsce 20 lat i przestaniesz patrzeć na temat z perspektywy "to mnie dotyczy i ja nie chcę mieć gorzej niż reszta" to sam zmienisz zdanie. Bo teraz to nie patrzysz dalej niż koniec swojego nosa. udostępnij Link @jmuhha: Nic nie powinni. Za to powinno państwo dotować prywatne uczelnie tak by tam semestry były przystępne cenowo dla Polaków. udostępnij Link @jmuhha: Ja tylko przypomne ze rzad wydaje na zagranicnzych studentow 1,5mld zl rocznie, ktorzy w wiekszosci i tak wyjada z Polski. Tymczasem ten sam rzad rozwaza czy wprowadzic odplatne studia medyczne dla tych, ktorzy chca wyjechac. XD zamiast na przykład zapewnic im godne warunki pracy w Polsce, chce sie ich “zmusic” do zostania w Polsce. Rocznie z powodu emigracji lekarzy 500mln idzie w błoto. udostępnij Link @pablo_see: Niestety nie ma, mi jest bliżej do koncepcji współpłacenia i koszyka świadczeń gwarantowanych. Najcięższe rzeczy, drogie technologie, leczenie finansuje państwo, nie ma się co łudzić. Zwykły Kowalski nie jest w stanie zapłacić za protezę biodra albo stenty do tętnic wieńcowych nawet jeśli zwolnisz go z podatków. Natomiast względnie prozaiczne sprawy powinny być współfinansowane z małym udziałem pacjenta np. wizyty w podstawowej opiece zdrowotnej dla dzieci, kobiet w ciąży i emerytów od 70rż bezpłatne, ale cała reszta płaci symbolicznie np. 10-15 zł za wizytę, wizyta w poradni specjalistycznej dopłata 20zł. Tym sposobem znajduje się $$$ w systemie i jednocześnie ludzie zaczynają bardziej szanować usługi, z których korzystają. W tej chwili nie ma szacunku do tego co się ma, nie ma szacunku dla pracy pracowników w systemie. Bo jak to inaczej nazwać. Ile razy dyżurując na Izbie Przyjęć w nocy, w miejscu gdzie z założenia zajmuję się przyjmowaniem do szpitala rodzących albo pacjentek w zagrożeniu życia np. krwotoki z dróg rodnych, pęknięcie ciąży pozamaicznej, dostawałem OPR bo pacjentka ze świądem i upławami przyszła i wielce się spieszyła bo na 6:00 rano miała do pracy i czeka na receptę. Nie docierało wyjaśnienie, że IP to jest miejsce gdzie zajmujemy się stanami zagrożenia życia, a nie leczeniem spraw zaopatrywanych w poradnii chorób kobiecych i kobieta rodząca zawsze będzie pierwsza i to jest świętość na ginekologii. udostępnij Link @TurboDynamo: Jeśli porównujemy państwową ochronę zdrowia do wojska to proszę nie zapominaj o tym, że jednak mundurówka ma cały szereg przywilejów. Ja nie mam dopłaty do mieszkania, dodatku funkcyjnego, wcześniejszej emerytury za lata pracy po nocach. Jedyny plus, który nie jest u nas oczywistością to to, że jestem na umowie o pracę. Na oddziale jednak większość kolegów jest na działalności. udostępnij Link Jeśli porównujemy państwową ochronę zdrowia do wojska to proszę nie zapominaj o tym, że jednak mundurówka ma cały szereg przywilejów. Ja nie mam dopłaty do mieszkania, dodatku funkcyjnego, wcześniejszej emerytury za lata pracy po nocach. @Genny_Stefanetti: uważam że takie dodatki się lekarzom należą. Na pewno jest to grupa która zasługuje na uprzywilejowanie w przeciwieństwie do przykładowo górników. Jedyny plus, który nie jest u nas oczywistością to to, że jestem na umowie o pracę. Na oddziale jednak większość kolegów jest na działalności. @Genny_Stefanetti: to plus? Ja wolę działalność niż UOP bo więcej zostaje dla mnie. udostępnij Link @TurboDynamo: Wiesz, ja tam nie potrzebuję tych dodatków. Fajnie by było gdybym miał normalne warunki w pracy i np. prysznic żebym mógł po 24h dyżuru w upale wykąpać się zanim pójdę do domu. Co do kontraktów. Dla mnie to minus, bo na kontrakcie nie przysługują płatne zejścia z dyżurów, odpowiadasz całym majątkiem jak coś się spieprzy. Serio. Wielu pracowników jest zmuszona przez pracodawców do kontraktów. Nie będę tutaj przytaczał opowieści moich starszych kolegów, którzy zostawali w szpitalu po specce i próbowali wynegocjować UOP. udostępnij Link 156 views, 10 likes, 5 loves, 0 comments, 0 shares, Facebook Watch Videos from Official FanClub Bethel: Chcielibyśmy zadedykować te 100 procent szacunku wszystkim obecnym na _Hel Spot ️ do zobaczenia! . 325 374 438 203 464 12 49 161

sto procent szacunku w waszym kierunku